wtorek, 14 lipca 2015

1.70

Jak wspaniały jest świat,
jeśli można tak cierpieć.
Nieszczęściem moim mierzę
szczęście świata,
jak urodziwe musi być szczęście
jeśli nieszczęście
jest tak bardzo piękne.

 Skrzywdź mnie, bo ja sama krzywdzić siebie już nie mogę, a potrzebuję bólu jak tlenu.
 Pokrzywdź mnie trochę, daj mi powód do życia, daj mi sens, bo chodź jedyne co mi dajesz to nieszczęście, to przynajmniej nie czuję tej przeklętej pustki. Tęsknię za tobą i będę tęskniła przez następny miesiąc, bo wyjeżdżasz i zostawiasz mnie samą. Co z oczu, to wcale nie z serca. Kocham cię i kocham tak cierpieć, chodź wiem, że tobie jestem zupełnie obojętna, lub być może nawet mnie nienawidzisz, skoro robisz mi to, co mi robisz.
 Jesteś silny, zaś ja jestem słaba.

 Maturę, naturalnie, zdałam bardzo dobrze, złożyłam papiery na Uniwersytet Gdański, na międzynarodowe stosunki gospodarcze i filozofię. W tym tygodniu muszę jechać tam sama pociągiem zawieźć papiery. Dam radę, zawsze daję radę, poradzę sobie sama w obcym mieście. Mogłabym poprosić kogoś, żeby jechał ze mną, ale nie mam zamiaru zawracać nikomu dupy.
 Od środy moja przyjaciółka miała wolną chatę i przez pięć dni piłam wódkę, piwo, paliłam zioło, jadłam tabletki i kogoś kochałam. Było cudownie, chociaż do bolesnej rzeczywistości również wraca się bardzo miło. Zakochałam się, a teraz muszę cierpieć, to naturalna kolej rzeczy. Mówimy sobie: "tamten raz był ostatni", potem: "już jest ok", następnie: "zakochanie się w tym człowieku byłoby najgłupszą i najżałośniejszą z możliwych decyzji", a na końcu: "kurwa".
 Nie wiem czy jest w ogóle sens opowiadać Wam co się działo przez te pięć dni między mną i tym chorym pojebem. Chcę go tak bardzo i jedyne co z tego mam to rozczarowanie. On na pewno wie, że ja chcę go bardzo i wykorzystuje to do dobrej zabawy. Muszę się z tym pogodzić, przerabiałam to już tysiąc razy, więc w godzeniu się z rzeczywistością jestem całkiem dobra. Po prostu koniec już walki. Żebranie o uczucie kogoś, kto mnie nie chce jest strasznie upokarzające.