niedziela, 24 marca 2013

Niedziela.

 „Drzewa umierają inaczej niż ludzie. Drzewa wyglądają tak, jak gdyby cieszyły się własną śmiercią. Wprawdzie potem będzie wiosna i one odkwitną znowu, ale ty wiesz, że nigdy nie można mieć pewności. No i skąd o tym mogą wiedzieć drzewa? Dla nich pa pewno każda jesień jest ostatnia.”

Czy wydaje Wam się czasem, że wszyscy otaczający Was ludzie, to idioci? Mi owszem. Nawet częściej niż czasem, non stop. Ludzie nie myślą. Idą do kościoła, wymarznąć się za wszystkie czasy, tylko po to, by mieć pewność, że po śmierci trafią do nieba. Lecą bezmyślnie jak ćmy do świecy, a potem dziwią się, że rozbijają się o szybę. Próbują być "normalni" przez co tracą samych siebie. 
Ludzie to dla mnie.. cóż, takie zwierzątka. Głupiutkie i merdające ogonkiem, kiedy kupi im się batonika albo napisze wypracowanie. Kilka normalnych  osób, które znam, dziwą się, dlaczego jestem dla nich miła, skoro i tak uważam ich za idiotów. Dobre pytanie. Jeśli kotek przymila Wam się do nogi, kopiecie go? 
 Okej, dosyć tej filozoficznej sieczki. Zawaliłam dzisiaj dietę, ale nie jestem tym jakoś szczególnie przejęta. Nie próbowałam popełnić samobójstwa, nie rozbiłam żadnego związku, nie wydłubałam sobie serca łyżeczką. To duży sukces. 
 Cały weekend przeleżałam w łóżku. Wstawałam tylko po to, żeby iść zjeść i posiedzieć chwilę na kompie. Napisałam rozprawkę dla koleżanki, poza tym nie zrobiłam nic. 
 W piątek o dwudziestej drugiej ubrałam się w dres i poszłam biegać. Udało mi się biec całe 35min. bez przerwy i to całkiem konkretnym tempem. W sobotę podobnie. Dzisiaj wysmarkałam już chyba pięć paczek chusteczek. 
 Przez cały weekend o dziwo nie miałam żadnych szczególnych wahań nastroju, które towarzyszą mi już od dłuższego czasu. Wpadam w stan euforii, by za kilka godzin chcieć podciąć sobie żyły. I tak egzystuję, raz na wozie, raz pod. Współczuję moim rodzicom i znajomym. Gdybym musiała spędzać czas z kimś takim jak ja, pewnie bym oszalała. 

piątek, 22 marca 2013

Piątek.

Czasami to, co najbardziej prawdziwe, dzieje się tylko w wyobraźni. Wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło.

Mam naprawdę masę nauki, ale co tam, napiszę wpis.
Śnieg spada delikatnie na ziemię, która zamarza czując jego chłód. Trawy i drzewa śpią, nie chcą wiedzieć. To tak jakby dobrowolnie umierały. Lepiej umrzeć, czy cierpieć? Po zimie zawsze nadchodzi wiosna. Po deszczu łezkach błyska tęcza i wszystko jest dobrze.
Nie trzymam się ostatnio najlepiej, mam wahania nastroju. Ciężko jest mi się uśmiechać. Ale bywają chwile, gdy jest dobrze, takie jak ta. Ostatnio nie wydarzyło się u mnie nic ciekawego. Dwudziesty drugi marca, moje urodziny. Postaram się uśmiechać w szkole, obiecuję.
Kupiłam ostatnio bardzo dużo nowych ciuchów. Nie mam pojęcia skąd moi rodzice biorą pieniądze, ale robią to dobrze. Zamówiłam sobie dzisiaj glany. Kupiłam opakowanie merci, ale przed szkołą dokupię jeszcze jedno. Przezorny zawsze ubezpieczony. Pan S. powiedział mi kiedyś, że jestem przezorna. W chwilach takich jak ta potrafię cieszyć się tym, że przez jakiś czas go znałam. Nic poza tym. Żadnych wspomnień, żyletek, nic. Jeśli taki nastrój utrzyma mi się przez cały jutrzejszy dzień, będzie naprawdę super.
Może dieta, odchudzanie i te rzeczy to na razie nie moja bajka, ale zaczęłam jeść naprawdę zdrowo. Na śniadanie zjadłam wafla ryżowego, dwie rzodkiewki i pomidora, na drugie śniadanie owsiany batonik musli, na lunch(wróciłam wcześniej ze szkoły:3) porcję owsianki, na obiad też. Kolacja to sok z: ananasa, dwóch jabłek,dwóch marchewek, trzech pomarańczy i jednej cytryny. Nie potrafię obliczyć jego kaloryczności.
W domu już tylko babcia proponuje mi owsiankę z mlekiem. Dodam, że zwykle po prostu gotuję płatki owsiane w osolonej wodzie, przecedzam i wcinam (love owsianka). Rodzice zaakceptowali mój weganizm. Kocham być weganką. Dostanę od koleżanek koszulkę propagującą weganizm i mam udawać zaskoczenie. Love.
W najbliższym czasie (lub dalszym) mamy zamiar wziąć z kolegą LSD. Nie wiem jak to będzie, ale zawsze chciałam tego spróbować. Teraz mam okazję.
Hot seventeen!

niedziela, 10 marca 2013

Niedziela.

Dni mijają szybko, życie jest krótkie. 

Nie pamiętam, kiedy ostatnio pisałam. Dawno temu.
Jest okej. Jak tak teraz siedzę, piszę z kolegą i słucham muzyki. To jedna z tych krótkich chwil, w których jest okej.
Biegałam dzisiaj, dłużej niż zwykle. Kilka dni czekałam na dzień, w którym polne drogi będą suche. A teraz pada śnieg. Pięknie. Lubię ten ból w płucach, wiatr uderzający mnie w nos i wolną przestrzeń, która mnie otacza. To tak jakbym była tylko ja i mój świat, bez kartkówek z fizyki i małych płaczących księżniczek.
Jem ostatnio, dużo.
Przeszłam przez fazę makaronu w zeszłym tygodniu, niejedzenia śniadań w tym i jedzenia owsianki przez cały dzień w ostatnich dniach. Życie powoli ze mnie ulatuje, czuję to. Niedługo się wykończę i mnie nie będzie.
Smutno mi ostatnio. Miewam huśtawki nastroju i myśli samobójcze. Od pięciu dni męczy mnie migrena. Ból jest nie do zniesienia, mam ochotę wydrapać sobie mózg, pociąć każdy kawałek mojej skóry i wyrwać paznokcie kombinerkami. Patrzę na spadający śnieg i zastanawiam się co jest ze mną nie tak. Przytrafiają mi się takie głupie rzeczy.
Ostatnio, na przykład. Czwartek, piąta lekcja, matma. Spaliłam się ze wstydu i zapadłam pod ziemię, a potem wróciłam do świata żywych, by dalej egzystować. Łukasz i jego kolega pisali poprawę na naszej lekcji. Pani na chwilę wyszła. Cisza. Nagle moja koleżanka do mnie, na cały głos, który z nich to ten chłopak, który mi się podoba i czy to ten w zielonej bluzie. Co za upokorzenie.
Mam ochotę na pyszną, słoną owsiankę.
Tak bardzo chciałabym umieć się starać.