środa, 31 października 2012

Środa.

Pocałunki są słodkie, ale nie mają kalorii.

Taka myśl na dziś, nie myślcie że się całuję, czy coś w tym stylu tak, o, sobie mówię. Z resztą, to i tak jeszcze nie ten czas, bo w końcu kiedy uczyłabym się matematyki?!
No nic, dzień nieszczególny. Znowu jestem chora, tym razem na katar. Kichałam przez cały dzień. Postawiłam pięciu osobom gorącą czekoladę. W sensie, że pożyczyłam kasę na nią, nie jestem jakimś sponsorem :3 Jeszcze nigdy nie piłam czekolady z automatu w szkole. Nawet łyka od koleżanki. Jak one to robią? Przecież nie są chude... Dlaczego piją czekoladę i jedzą świeże bułeczki i batoniki na drugie śniadanie? Nie rozumiem. Ja też jestem gruba, ale się staram. Chociaż.. odmówienie sobie czekolady przy koleżankach jest dużo łatwiejsze niż odmówienie sobie jedzenia w domu. Łatwiej wtedy o rozgrzeszenie. Nauczyłam się odmawiać innym, dlaczego więc nadal nie potrafię odmówić samej sobie?
Bilans na dziś:
pół jabłka: 65kcal
pół serka wiejskiego 3%: 61kcal.
Potem wypiję jeszcze moje drożdże (23kcal) i może zjem coś chudego. Ciekawe czy w domu są marchewki.. No nic, kończę. Trzymajcie się chudo }|{


wtorek, 30 października 2012


Wtorek.

Śnieeeeg!

Ależ uroczo.
Nie byłam dzisiaj w szkole. Wieczorem dostałam strasznych bólów brzucha i miałam podwyższoną temperaturę. Byłam u lekarza, nic. 
Zjadłam dzisiaj: 
Serek wiejski+wafel ryżowy (160kcal)
200ml soku kokosowego(90kcal)
średnia marchew (20kcal)
kilka frytek (100kcal)
1/4 kostki drożdży (23kcal)
=393kcal. Do końca dnia zjem jeszcze marchewkę i gorący kubek-rosołek lub  barszcz czerwony. 

Wczoraj zjadłam jeszcze serek wiejski i jabłko. Całe szczęście ograniczałam się przez cały dzień, dzięki czemu nie przekroczyłam limitu. ABC zakłada schudnięcie minimum 10kg. Ciekawe jak będę wyglądała -10kg później. Będę ładniejsza? Będzie widać różnicę? Jak długie będą wtedy moje włosy? Czy uda mi się dotrwać do końca diety? Powiem Wam za 2 miesiące. 
Głowa mi pęka.


poniedziałek, 29 października 2012

Poniedziałek.

Pierwszy dzień ABC.

Dupy nie urywa. Albo może.. Z limitu 500 kcal wykorzystałam niecałe 100. Na śniadanie białko jajka i  kawałek marchewki, na obiadokolację kawałek marchewki i 25g drożdży mających 120kcal/100g
I tyle.
Przestało mnie jakoś ciągnąć do jedzenia. Że niby dobre? Seks bez zabezpieczeń też jest dobry, ale grozi ciążą, więc go nie uprawiamy. Tak samo jest z jedzeniem: jest dobre, ale grozi przytyciem, więc go nie jemy. Proste jak 2+2.
Jakoś nagle zrobiło się za oknem ciemno.
Zabawna historia z tym, że jak jest pełnia nie mogę spać. Tak więc mam za sobą tylko 4 godziny w łóżku, prawie brak jedzenia i 8 godzin w szkole, natomiast przed sobą 40 słówek na angielski, tzw" dużą kartkówkę" z francuskiego, wos, historię, polski i inne fajne przedmioty, które tak uwielbiam. Nie wiem jak ja to ogarnę. Dopiero godzinę temu wróciłam do domu. Jeszcze tylko 49 dni i będę chuda. No, może nie całkiem, ale na pewno zeszczupleję. Pójdę na zakupy, a potem do fryzjera, a jeszcze bardziej potem wyjdę na plażę w pudroworóżowym albo bladoniebieskim bikini. Oczywiście wcześniej nasmaruję się kremem z filtrem 9854636347645 SPF i PA ++++ i pewnie zaraz po wyjściu na słońce ucieknę w cień w strachu przed opalenizną i zmarszczkami, ale wyjść na plaże- wyjdę. W bikini. W bi-ki-ni.

Chyba tyle. Potrzebuje kawy.

sobota, 27 października 2012

Sobota.

Jestem głodna, to dobrze, nie?

I'm hungry, it's good, isn't it?  Musze mówić po angielsku. Well...wstałam jakoś o 11, swój pierwszy posiłek zjadłam o 13, chyba.. Była to zupa kalafiorowa, niezabielana. Wybierałam tylko wodę i kalafior, postanowiłam darować sobie ziemniaki. Właściwie, cały dzień jestem na zupkach, zjadłam dwa rosołki (100) i barszcz czerwony (50) + pół białej bułki. Do tego kilka delicji i mój tradycyjny kubek drożdży. Dzień minął mi spokojnie, byłam na krótkim spacerze, a no i zmarnowałam 2,5 godziny życia na granie w Angry Birds. Nie mam żadnych głębszych przemyśleń, po prostu starałam się wykorzystać ostatni dzień "nieprzejmowaniasię". Jutro niedziela= odrabianie lekcji. Eh. 

W sumie, cieszę się na ten poniedziałek. Spotkam znajomych, pośmiejemy się, pokaże im zdjęcie małego A. Hm, zabawna historia. Mój brat chodzi teraz do przedszkola i ostatnio miałam okazję odbierać go razem z mamą. Wykorzystując okazję przejrzałam zdjęcia absolwentów i voila! Jestem teraz w posiadaniu zdjęcia zdjęcia (dziwnie to brzmi) małego słodkiego A. Kiedyś był bardziej uroczy. 
No nic, nie myślimy o A., bo A. to zuo. 
Dziwnie to zabrzmi, ale cieszę się na tę dietę ABC. Obiecałam już sobie nagrodę: fryzjera :3 Tak, to będzie dobra motywacja. 
Myślę sobie teraz.. jak fajnie jest być chudym. Czerpać radość z zakupów, z imprez.. z życia. Iść do sklepu i kupić to co się chce, nie zważając na poprzeczne paski czy gruby materiał. Ile razy jestem na zakupach zawsze wracam rozczarowana. Przeglądam jeansy, oglądam bluzki i wydaje mi się że są jedynie w rozmiarze S lub XS. A nawet, jeśli widzę L czy M czuje do tych ciuchów jakieś.. obrzydzenie. One są produkowane z myślą o grubych. Czyli o gorszych. Czyli o nas. Z myślą o tym odsetku społeczeństwa, który chodzi na zakupy, bo musi, a nie, bo chce. Lubię wydawać kasę, ale nienawidzę kupować ciuchów. 
Jest tyle pięknych ubrań, które tak chętnie bym włożyła. Takie glany na przykład. Bordowe rurki+skórzana kurtka z ćwiekami+zwykły biały t-shirt+wintydżowy naszyjnik+glany. Idealnie. Te ciuchy mówią  "mamo, włóż nas" a mama, czyli ja (mama to ja) mówię, niee, kochane, jestem gruba, nie mogę was ubrać.  Kiedy będę chuda, ubiorę się tak jak będę chciała. 
No i imprezy. Jeju. Chuda osoba robiąca zdjęcia- spoko. Gruba osoba robiąca zdjęcia- blee. Chuda osoba, której urywa się film-spoko. Gruba osoba której urywa się film- blee. Chuda osoba jedząca tort- spoko. Gruba osoba jedząca tort- blee ... Mogę tak bez końca. Chudzi ludzie są lepsi i mają lepiej, taka jest prawda.  Nie mają drugiego podbródka na zdjęciach, są urocze, kiedy są niezdarne, są urocze, kiedy czegoś nie potrafią, można je podnieść, podrzucić i zmieszczą się we dwie na jednoosobowym łóżku. Chude osoby są zajebiste. My też będziemy chudzi i będziemy uroczy, Ave. 

Kiedy jest zimno i jest się głodnym, nie ma się ochoty na jedzenie. Taka myśl na dziś. 
Oglądaliście "Jesteśmy Nocą?" Lubię. 

Życie przelatuje szybko, zwłaszcza te lata, które warto przeżyć.


piątek, 26 października 2012

Piątek 2.

Trochę organizacyjnie.
Od poniedziałku przechodzę na dietę ABC razem z pewnym innym Motylkiem. Inspirowana różnymi akcjami na blogu Anwen  pomyślałam że sama mogłabym zorganizować takową. Blog ma kilku stałych czytelników, dziennie jest wyświetlany średnio 35 razy, tak wiec myślę, że taka akcja mogłaby dojść do skutku. Oczywiście, warunkiem jest to że w ogóle ktoś się zgłosi i oczywiście, że uczestnicy będą się trzymać diety. Myślę, że fakt iż kilka osób robi to samo, daje jakąś motywacje. Cóż , nawet jeśli nikt nie zechce się przyłączyć, to i tak przechodzę na ABC, bo potrzebuję w końcu jakiegoś określonego planu jedzenia.
A i jeszcze jedno. W akcji są przewidziane nagrody w postaci brzuszka, udek i rączek jak na zdjęciu powyżej..kto się skusi?

Piątek.

Głowa mi pęka.

Isn't it lovely, że kupiłam sobie sweter? Taki brązowy.
Do tej pory nie zjadłam nic. Ciekawe czy uda mi się wymigać od obiadu... muszę iść dzisiaj do kumpeli po zeszyty, zrobić zadania i ogólnie zacząć się uczyć.
U moich koleżanek kwiatki, motylki i serduszka, to takie słodkie. Pewnie niedługo zacznie się swatanie mnie z chłopakami, bo "jestem taka nieszczęśliwa i samotna". Nieprawda. Mam Was i mam moje obsesje. I moje schizy. Hm, całkiem tłoczno.

Wkurwia mnie ten mały bachor.
-<aaa>
-zamknij się!
-a ty jak się drzesz..?
-spierdalaj
-ty mała kurwo 

Żeby było łatwiej bachor jest na niebiesko, a ja na ekskluzywnie różowo.
Kocham mój nowy szablon bloga. Poprzestawiało mi się w głowie z tej dobroci. Nie piłam jeszcze dzisiaj drożdży. No cóż, nie chcem ale muszem. Włosy, rośnijcie szybciej!


czwartek, 25 października 2012

Czwartek 2.

So sad.

Pewnie, jedz więcej dziewczyno, co ci szkodzi. 10 kilo w tę czy we w tę, nikt sie nie skapnie.

Ale nie o tym.
Zabawne, przyjaźnisz się z kimś przez dekadę, chodzicie razem na zakupy, śpicie u siebie, jeździcie na imprezy, robicie naleśniki, a tu nagle, ktoś, nazwijmy go, a raczej ją, D. tak sobie o tobie zapomina. Nie odpisuje, nie odzywa się. Smutne, ale się nie przejmuję. Tydzień bez przejmowania. Nic się nie stało, wszystko okej. Znajdę sobie nową najlepszą przyjaciółkę i będzie ona dużo fajniejsza. Nie będzie miała oporów przed zachlaniem się w trupa, nie będzie musiała wracać przed 1 w nocy, jej matka nie będzie dzwoniła co godzinę, a ona sama nie będzie ideałem 178/50 + blond włosy do pasa+ niebieskie oczy. Będzie normalna. O i może nie będzie stawiała nie wiadomo jakich oczekiwań co do chłopców i może KTOŚ będzie jej się podobał. Ktokolwiek. Phi. Nawet mi już nie żal.

Druga sprawa, olewanie grubej. Trzeci raz do kolesia piszę, że ma mi oddać moje 40zł ale nie, przecież nie będzie marnował czasu na odpisywanie mi. Że też ludzie bez honoru tak sobie spokojnie chodzą po ulicach.. No nic, będę mądrzejsza i odpuszczę. Let it go.

Oh, coś przyjemnego, w końcu. Ostatnimi czasy przybłąkał się do nas mały kotek. Czarny, mały. Najpierw przychodził tylko jeść, a potem siedział już pod drzwiami cały czas. Żal mi się zrobiło biedaka bo wszystkie koty wchodziły na noc do domu, a tylko on sam tam się zostawał :< Tak więc dzisiaj go wpuściłam i nawet jadł mi mięsko z ręki. Tzn brał i uciekał, ale też się liczy. Na chwilę obecną mam 5 kotów :3

Tomorrow will be better. I hope.
Love lovely autumn so so much!

Pocieszne, nie?






Czwartek.

Szalenie.

Za jedzenie mięsa idzie się do piekła, Szatany!
No tak więc, nie jem mięsa już od.. hm. Od..od 9 października. Oh, a ja już myślałam że od paru miesięcy :3
Uznałam że muszę zmienić coś w moim życiu więc zmieniłam szablon bloga, motyw e-maila motyw przeglądarki i motyw strony iGoogle (swoją droga nie wiem, dlaczego czytam horoskop właśnie tam.. codziennie pisze to samo, eh).
Zjadłam dzisiaj już przeszło 800kcal, a nawet jeszcze nie było obiadu. Beznadzieja. Chociaż, lepiej że zjadłam to przed południem, a nie po, mam większe szanse na spalenie tych kalorii. Wstałam przed szóstą, z kurami, na dworze ciemno jak cholera. Ogarnęłam się, umyłam włosy zimną wodą (ludzie, palcie w piecu, noo!), zjadłam pożywne śniadanie i poszłam do sklepu zastąpić mamę, bo jechała na jakiś kurs (wtf?). No nic, sklep=wpierdalanie.
Chce mi się spać.
Chyba dzisiaj już nic więcej nie zjem. Waga stoi w miejscu, nie wiem. Może. Nie chcę o tym myśleć. Miałam się nie przejmować i nie przejmuję. Jedyne, co mi wychodzi. Jutro jedziemy z mamą po nowy telefon.

Jakoś nie mam weny. Boli mnie głowa.
Halloween id comming, how lovely. Nie wiem czy halloween w ogóle dojdzie do skutku, bo jakoś nie mam za bardzo z kim świętować.  Wszyscy znajomi albo już gdzieś idą, albo mieszkają 30km ode mnie. A tak bardzo chciałam przebrać się za gnijącą pannę młodą :<

No nic, to chyba tyle.


środa, 24 października 2012

Środa.

I have always been a princess.

Tak mnie wychowano, no już trudno. Nie trza było mi dawać pierścionków z gum w przedszkolu, może wtedy byłabym "normalna". No nic, dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do udanych. Miałam fajny sen, jeden plus, drugi taki że spałam do 12. Na śniadanie jabłko i drożdże(będę rzygać), chwilę potem mały ziemniaczek i buraczki. Potem kilka ciastek wafelków,  później orzechy. Na kolacje miód, sucharek, porcja fasolki bez niczego i pół białej bułki. No, okej, może nie wybitnie mało, ale nadrobiłam to dwugodzinnym spacerem i samym faktem że nie zjadłam nic niezdrowego, a to już duży plus. No, może poza tymi wafelkami, ale i tak jestem zadowolona.
W sumie to nie mam za bardzo o czym pisać, bo nie chodzę do szkoły. Nie myślę o niczym, bo obiecałam sobie że do końca choroby nie będę się zadręczać. Będę miała na to wystarczająco dużo czasu, kiedy już wrócę do szkoły.

Wtorek.

Jak zwykle.


Okej, dzisiaj nie było aż tak baardzo tragicznie. Dobrze też nie było, ale, daleko mi od depresji związanej z przejedzeniem. Cóżem dzisiaj..? Hm. Jabłko, grzybki z jajkiem, chipsy x2 (God, why?) trochę orzechów, kilka łyżek grochówki, znowu grzybki tym razem ze słoika (wyczytałam gdzieś że nie mają kalorii więc w to wierzę i wpierdalam:3) trochę wisienek ze słoika i trochę drzemoru śliwkowego. No, to tyle. Do tego wypiłam 1/4 kostki drożdży. To już drugi dzień z rzędu. 
Byłam u lekarza, okazuje się że mam zapalenie migdałków. Nic mi nie jest, nie czuję się chora. Potem będę mieć pretensje do samej siebie, że zamiast się uczyć, wolałam całymi dniami się opierdalać. No nic, Polak mądry po szkodzie. Kupiłam farbę "średni chłodny blond", w sumie, wyszedł chłodny.. może nie blond, ale przynajmniej pozbyłam się moich strasznych pasemek. Poczekam miesiąc na kieszonkowe i zafunduję sobie fryzjera. Od dwóch dni śnię, co jak wiecie, oznacza że niczym się nie stresuję. Wszystkie moje sny zgodnie przepowiadają mi wielką miłość, szczęście, spełnienie marzeń, długie życie, to takie pocieszne. 
Miałam dzisiaj ochotę iść na spacer, ale jakimś dziwnym trafem wylądowałam w łóżku. Muszę zacząć więcej sypiać w nocy. Strasznie chciałabym przesypiać chociaż te 8 godzin dziennie, bo czuję się wtedy wypoczęta i moja skóra wygląda jakoś lepiej. Hm, zobaczymy. 


Swojego czasu moja ulubiona thinspiracja :)
Haha, przypomniało mi się, że w moim dzisiejszym śnie jakiś koleś dotknął moich włosów, za co dostał z liścia :3 Ja i moje chore manie :3

poniedziałek, 22 października 2012

Poniedziałek.

Opierdaling & wpierdaling.

 <----- Zakochałam się!
Zjadłam dzisiaj tyle że ojeju. Ale po kolei. Obudził mnie śpiew ptaków i szelest jesiennych liści za okne.. musiałam siku. Na śniadanie zjadłam: Dwa jajka okazało się że ugotowały się na półtwardo zamiast na miękko, więc jednak nie. Trochę bigosu( pół mojego bigosu to było mięso, które musiałam wygrzebać) i 1,5 kromki chleba z margaryną. Potem chipsy, potem 2 gofery z dżemorem śliwkowym, bardzo dobrym, bardzo mi smakował. Moja babcia robi spoko dżemor. 2 miseczki płatków nesquik (czy jak sie to tam pisze) z mlekiem 3,2% no i talerz frytek. O i 2 jabłka. I kilka orzechów i pół czekoladki kinder czekolada.

Yeah, wybitnie, jak zwykle z resztą.
Nie mogę ruszać twarzą, bo nałożyłam maseczkę. Oglądałam dzisiaj ciuchy w necie, założyłam nawet konto w sklepie online house'a, no ale głupio tak zamawiać ciuchy w rozmiarze M i uznałam, że poczekam aż będę mogła zaznaczyć S lub XS i dopiero wtedy coś kupię. Widziałaś śliiiczną bluzkę z takimi spadającymi kośćmi. Mam ostatnio świra na punkcie "heloimowych" rzeczy. Niedługo heloim! Tak, wiem mam 16 lat, bla bla bla...
Hm, gdybym do końca tygodnia zrzuciła jakieś 2 lub 3 kilo to lepiej wyglądałabym w moim nowym sweterku. Ale do rzeczy, postanowiłam wziąć się za siebie. Ciągłe oszukiwanie swojej wewnętrznej Any (wierzę, że gdzie tam we mnie jest) prowadzi w sumie donikąd. (to się pisze razem? do-nikąd...no nic.)
Po co wierzyć że zjadłam dobrze, skoro moje dobrze to 150kcal owocków i 150kcal chipsów. Jestem taka duża, a taka głupia. Anastazjo, NIE WOLNO Ci jeść chipsów, bo chyba chcesz w lecie założyć bikini, wysmarować się kremem z filtrem +93847568 i wyjść polansować się na pomost, aren't you? (czyż nie?Chyba mi nie wyszło). Eh, JA ogarnij się, przestań jeść,bo nie wiesz co czynisz.

Ohohoho, mam też dobre newsy. Tak więc była sobie dziewczyna, tzn moja nowa koleżanka która nagle zaczęła kochać takiego jednego z bio-chema. Koleś ma dziecięcą buźkę, więc jest uroczy, no nie wnikam. No i nic, nic, nic, aż tu nagle on do niej pisze i tak sobie piszą i piszą już trzecie dzień z rzędu. Isn't it lovely?
Jeju, cieszę sie z tego jak dziecko.. odkąd cieszę się ze szczęścia innych?Odkąd w ogóle są jacyś "inni"? Jest mi gorzej, chyba zwariowałam.


 <------------ To taki życiowy kwejk! Szalenie! Gdybym miała fejsbuka jebłabym "udostępnij". Ale nie mam, więc muszę męczyć Was :3

niedziela, 21 października 2012

Niedziela.

Dzisiaj chyba nie jest źle.

Przede wszystkim dlatego że nie idę jutro do szkoły. Chyba muszę trochę posiedzieć w domu i przemyśleć parę spraw. Co do diety to porażka. Szkoda pisać.
Serio, szkoda nerwów, wolę nie myśleć o tym co zjadłam przez ostatnie kilka dni. Czuję się taka gruba.
Wpadłam na pomysł żeby wrócić do mojego koloru włosów. Pewnie, nie będzie to złoty blond, jaki miałam będąc dzieckiem, tylko ciemny popielaty blond taki, jak moje brwi. Strasznie mi się ten popielaty blond podoba ostatnio. Niektórzy mogą myśleć że jest nudny i pospolity, ale wydaje mi się że naturalne włosy są teraz bardziej hipsterskie, niż te farbowane. Tak więc postanowiłam. Popielaty blond jak ona:
Idealny. Dlaczego, dlaczego, dlaczego nie mam szarych oczu?!

Tak wiec pozostaje mi tylko kwestia tego, jak mam dojść do mojego blondu. Mam dwa wyjścia. Iść do fryzjera pokazać zdjęcie, powiedzieć co i jak i cieszyć się z wydania 200zł (nigdy więcej tanich fryzjerów!)
albo kupić rozjaśniacz, kupić farbę i cieszyć się z zaoszczędzonych pieniędzy( lub spalonych włosów, niepotrzebne skreślić). Skłaniam się ku pierwszej opcji, ale niestety, moje kieszonkowe na ten miesiąc w jakiś magiczny sposób wyparowały. 

Zobaczymy, może uda mi się coś uzbierać czy wyskrobać z kieszeni spodni. 

Planuję cały tydzień zostać w domu. Muszę się ogarnąć psychicznie. Chyba będę zmuszona po raz kolejny podgrzewać termometr pod lampką, żeby przekonać mamę, że umrę, jeśli wyjdę z domu. 

Ah, ten.. no cóż. Zwykle nie mówię takich rzeczy.. no ale ten... dz...dz...dzięki za to, że tak się o mnie martwicie. Chociaż ktoś :3 I dz...dz..dzięki że jesteście. 
Nie zwykłam dziękować, to wszystko. 






sobota, 20 października 2012

Sobota.

Marina.
















 Tata pyta mnie, dlaczego nie mam przyjaciół.
 Tata je mięso.

 Wystarczy kilka tabletek i butelka wódki. I wtedy będzie już dobrze.
 Nikt nie dowie się kim jestem. Nigdy.



czwartek, 18 października 2012

Czwartek.

Początki anginy...jogging time!

Biegłam dzisiaj dłuższą trasą.
Całe szczęście, A. ignorował mnie w szkole. Liczyłam na jeszcze większe upokorzenie, a tu jednak nie. Nie jest źle. W sumie to wie o tym tylko kilka osób, nie ma tragedii. On i jego klasa pośmieją się ze mnie jakiś czas i wszystko wróci do normy.Mam nadzieję.
Nie mogłam wytrzymać w szkole, dlatego zwolniłam się po trzeciej lekcji. Anastazjo, jebana symulantko. Po prostu wizja A. który zrobił mi TO cały czas krążyła mi po głowie. Jednym głupim zdaniem wyprowadził mnie z równowagi. Znowu się tnę. Wszystko wróciło do normy.

Zjadłam dzisiaj duuuuuuuuuuuuuużo.
-jajko, jabłko ("trochę mało" słowa koleżanki z klasy. WTF?)
-bulion z kostki+ trochę makaronu z zupki chińskiej
-2 małe ziemniaki, trochę gotowanej kapusty, kiszony ogórek
-knopers (God, why?!)
-1 kinder bueno (w sensie że jeden batonik z opakowania w którym są dwa)
- trochę makaronu z zupki na sucho
-danon gratka
-trochę śledzia w sosie pomidorowym z konserwy (czy czegoś w tym stylu)

OMFFSM (Oh My Fucking Flying Spaghetti Monster)
Czuję się jak świnia.

Byłam dzisiaj na zakupach. Jakoś musiałam odreagować sytuację z A.
Kupiłam słooodki sweterek we wzór jak na starych tapetach (w cosmo pisało, że modne :3) i słoodki naszyjnik, i "Marinę" C.R.Zafona, którą ubóstwiam, i taki matowy cień do powiek, co teraz w naturze są (muszę mieć je wszystkie!), i krem do cery naczynkowej, i dużo maseczek, i byłam się pytać w salonie o nowy telefon i wybrałam LG L5. Chciałabym w tym miejscu napisać samsung galaxy S III, albo I'phone5, ale no niestety.
Ale i taksie cieszę. Pora pozbyć się mojego czteroletniego cookie.
Pora pozbyć się mojego szesnastoletniego tłuszczu.

środa, 17 października 2012

Środa.

Nie mam pojęcia co stało się jakąś godzinę temu.

Byliśmy w tym poznaniu, wiadomo. Przez cały dzień NIC.
Wracamy, wracamy.Tak jakoś paczę na A. siedzącego na tyłach. Nic. I nagle wstaje i idzie do jakiejś laski siedzącej za mną i tak siedzi, siedzi. Ja wiadomo, żadnej reakcji, żeby nie było że się nim podniecam. A potem mówi do mnie, że przyniesie mi jutro wszystkie pierścionki bo nadal je ma. Ja, że naprawdę, super, spoko. No i tyle. Potem wyglądał na załamanego, bo wróciłam do rozmowy z koleżanką i przez cały czas już się na niego nie spojrzałam. Tylko raz.

W sumie za bardzo nie wiem co mam teraz napisać. To takie trudne. Z jeden strony powinnam się teraz cieszyć, bo jeju, A. i w ogóle.

No ALE moje życie takie nie jest. Nawet gdyby jakimś cudem było to i tak nie jest. To jest śmieszne. Teraz mam ochotę rzucić się na podłogę i zacząć się śmiać. nie,nie,nie,nie,nie.
Jestem żałosna. Po co mówiłam moim koleżankom, że coś do niego mam. Po cholerę?! Teraz ON wie i będę zmuszona zaszyć się w jakimś cichym miejscu i spokojnie przeczekać to co mnie czeka. Czyli upokorzenia na każdym kroku. To nie jest do ogarnięcia. Czuję się teraz jak śmieć. Dlaczego muszę być aż tak głupia? TO nigdy się nie stało. Nigdy go nie znałam, nic nigdy się między nami nie działo. Nigdy, nigdy, nic. Mózgu, słyszysz mnie? Nie, nie wierz w to co usłyszałeś. Bo najprawdopodobniej doprowadzisz mnie tym do. Do śmierci.
Umrę. Umrę znowu, jeśli nie przestanę. To jest dziwne. Nie chcę czegoś takiego. Co on mógł mieć na myśli?
a) Pamięta mnie i nadal mnie kocha.
b) Ja pierdole, jestem idiotką. Pojebaną idiotką która wierzy w to czego naoglądała sie 10 lat temu. W durne bajki o księżniczkach i książętach.

Czuję wstręt do siebie.
Nigdy więcej nie pozwolę na to że ktoś kiedyś zrobi mi to samo, co A. dzisiaj.
To było tylko 10 sekund zwykłej rozmowy. O 10 sekund za długiej.

7:00 1/4 jabłka
10:00 Bakuś w tubce, kilka chipsów
17-18 trochę musli
19:00 Petitek lubiś mleczny

wtorek, 16 października 2012

Wtorek.

Jakoś zawsze kiedy chcę zacząć pisać opuszcza mnie wena. 

Popołudnie spędziłam czytając "Powietrze na śniadanie". Książka dobra, ale nie powala na kolana. Przydałby się bardziej rozbudowany wątek miłosny :3 To aż dziwne że po tylu porażkach z chłopakami, nadal jestem taką romantyczką. Eh. 
Jutro jedziemy do Poznania, na wykład. A. też. Bite kilka godzin w tym samym autobusie co A.
OMGOMGOMGOMGOMGOMGOMGOMGOMG!
Nie, nie wolno mi się nim podniecać. On jest poza moim zasięgiem, kiedy to dotrze do mojego głupiego ego?! Mam już tego dość. Człowiek idzie sobie spokojnie korytarzem, aż tu nagle on. Cóż, nie trudno go nie zauważyć, ma z 1,90m. Jeju, czemu mi się akurat to przytrafia? Czemu nie mogę być normalna, nie-zakochana, czemu nie mogę po prostu żyć, spokojnym i przeciętnym życiem. 
Mogłabym. Ale zawsze muszę sobie coś wymyślić, a potem trzymać się tego tak długo, jak nie zagraża to bezpośrednio mojemu życiu. Taka jestem. Nie potrafię być normalna. Mogłabym się starać, mogłabym próbować ale już zawsze pozostanę tylko sobą. Tylko sobą. 

Bilans:
-jabłko
-trochę musli
-2 kiszone ogórki
-15 ziaren ugotowanej fasoli
-resztka dżemu ze słoika. 

Matka cały czas się na mnie wydziera, bo nie rozumie, że potrzebuję jeszcze 60zł na książki do szkoły. Frustrujące. Irytujące. 
Codziennie chodzę biegać, dzisiaj też byłam. Boję się tylko że zamiast tłuszczu pojawią mi się na nogach mięśnie, a to byłoby straszne. Chciałabym mieć łydki jak przedramiona moich grubych koleżanek. Kiedyś będę.
Jutro mam zamiar nie jeść nic. Oby mi się udało. 


niedziela, 14 października 2012

Niedziela.

Nie mam zbyt wiele czasu żeby pisać, no ale okej. Potem będę go miała jeszcze mniej.
W środę nie jadłam
W czwartek nie jadłam
W piątek jadłam
W środę nie jadłam
Dzisiaj też nie.
W sumie to dopiero co wróciłam z imprezy. Napisałabym teraz rozprawkę o tym jak to nienawidzę bogatych ludzi z Iphone'ami i skórzanymi tapicerkami w autach, ale nie mam czasu. Nie no nie powstrzymam się. Dlaczego wszyscy rodzice potrafią zarobić pieniążki i kupić dziecku jebany płaszczyk na jesień, żeby biedne dziecko nie marzło jak idzie do szkoły z pociągu, tylko mi trafiły się takie sieroty które wolą PRZEPIERDOLIĆ wypłatę na caro niebieskie i tonę niepotrzebnych gratów?!
Jezu, gdzie ja mieszkam?
Okej jestem w stanie tolerować to, że nie każdy potrafi utrzymać rodzinę. Kiedyś tego w szkołach nie uczyli, bla bla. Ale najgorsze jest to, że ja właściwie nie mam rodziców, tylko ludzi u których mieszkam. Moja relacja z matką ogranicza się do "Zjedz, idź spać, odrób lekcje", a z ojcem (teraz dobre) do "bo ona patrzy na cenę a nie na to jak coś wygląda". Drugi raz, Jezu, gdzie ja trafiłam? Bo to jest no śmieszne, no podniecać się trampkami za dwie stówy. Mówiłam im żeby się ogarnęli i zaczęli zachowywać się jak dorośli, ale nie. Bo    po co zacząć żyć w normalnym świecie w którym ubrania i telefony kosztują tyle ile kosztują i nikt nic na to nie poradzi, skoro można przekonywać dziecko że spodnie na rynku są tak samo fajne jak te ze sklepu.

Jeju, wszyscy pomyślą że znęcam sie psychicznie nad rodzicami, oni ciężko pracują, jeju, kochają mnie. Ehe.

No  w każdym razie.
Także byłam i imprezie, moje ciuchy pachną grillem, bo w sumie to grillowanie mnie odstresowuje więc spędziłam wieczór na grillowaniu i zmuszaniu dzieci do jedzenia. Tańczyłam, skakałam na trampolinie, był fun, było fajnie, genialna impreza, mam zajebistą klasę.

Dzisiaj zjadłam tosta z białego chleba z miodem i wątpię, że zjem coś jeszcze. A może.. hm, zależy.

środa, 10 października 2012

Środa.

Oto nadeszła jesień którą kocham.

Więc. Mieliśmy dzisiaj kotowanie i był fun :3 I właściwie to tyle.
Biegałam.

śniadanie: mały pomidor, małe jabłko
2 śniadanie: małe jabłko
obiad: grapefruit
podwieczorek: kilka orzechów
kolacja: mały pomidor i wafel ryżowy

Czeka mnie ogromne zadanie z matmy, a chcę się dzisiaj wcześniej położyć.. no cóż.

                                                 

wtorek, 9 października 2012

Wtorek.



Huh, jeny, dzisiaj byłam grzeczna. Znowu. Znalazłam sobie nową motywację i mam zamiar się jej trzymać. Zabawne jest to że kupiłam spodnie. Po prostu wzięłam, przymierzyłam i kupiłam. Rozmiar 38. 
W sumie to nie wiem za bardzo o czym pisać. Kiedy dobrze idzie mi dieta, moje problemy automatycznie znikają. Czuję się taka.. lekka i fajna. Nawet ćwiczenie tańca na lustrzance przychodzi mi.. łatwo. Okej, stoi koło mnie 25 szczupłych osób, ale przecież ja też niedługo taka będę. Nie ma się co tym przejmować. Kilka miesięcy i voila: "Poproszę takie w rozmiarze 32". Już to słyszę. Jeszcze nigdy nie wypowiedziałam tego zdania. To będzie dziwne. Ale fajne. Dziwne=fajne. Hm, pamiętam jak zawsze powtarzałam to mojemu koledze. Cóż, kiedy się jeszcze przyjaźniliśmy. Zanim umarłam na całe 6 miesięcy.
No nie ważne, ckliwe opowieści o tym jak złamał mi serce zachowam na jakiś inny post. Kiedy będę pijana lub w depresji. Czyli nigdy.

Mój bilans.. hm. Śniadanie to jakieś pół szklanki suchego musli, i pół jabłka. W szkole jabłko. Na obiad była zupa warzywna i pewnie zjadłabym ją gdyby w środku nie pływało.. mięso! Bleee, czy nikt poza mną nie czuje że to.. cóż, nie pachnie zbyt ładnie? Eh, no nic, wkurzyłam się i zjadłam gratkę(100) i to pozostałe pół jabłka z rana. Potem orzechy. Sporo orzechów, ale nie tyle rzeczy rzucać się na ziemię i płakać. Z resztą, mogę usprawiedliwić się tym, że lepsze one, niż chrupanie chipsów, leżących własnie spokojnie w kuchennej szafce. Eh, chyba po skończeniu pisania tego posta przejdę się do kuchni i wyrzucę je do pieca (nie, nie mamy pieca w kuchni :3 wiem, że mogło to tak zabrzmieć xd) No nic, lepiej nie kusić losu.

W każdym razie jest bardzo fajnie i miło. Mama dostała dokładnie instrukcje dotyczące mojego śniadania. Ma być troszeczkę musli i nie-po-kro-jo-ne jabłko. Strasznie się dzisiaj o to wkurzałam, bo dostałam miseczkę z pokrojonym jabłkiem, nie wiadomo ile tam tego jest, czy na pewno 1 jabłko, czy może półtora. Cóż, nie ufam mojej mamie. Za bardzo mnie kocha, żeby pozwolić mi być chudą.

Chciałam iść biegać, ale nie wyszło, bo cały dzień pada deszcz (kocham deszcz, kocham biegać w deszczu, ale nie chcę się przeziębić). Do tego strasznie wkręcił mnie film  "Paradise Kiss" i nawet nie zauważyłam że zrobiło się ciemno. Całe szczęście ćwiczyłam dzisiaj na Wf, więc tragedii z powodu braku ruchu jako tako nie ma. Poćwiczę jeszcze wieczorem.

Kocham, kocham, kocham jesień. Jest takaaa piękna. I w ogóle, nie chodzi mi o kolorowe liście i inne takie. Lubię jesień bo pada deszcz, i czasem są fajne chmury na niebie, i za "psią pogodę", i za to że jest zimno, ale ostatnie promienie słońca bywają ciepłe. Oczywiście też za jej piękno, za wiatr i czerwone słońce, za odgłosy odlatujących gęsi i dźwięki deszczu i szumu drzew, kiedy idę spać. Jak można nie kochać jesieni?Do tego można ubierać takie ładne ciuchy i malować usta na czerwono, albo na pomarańczowo i paznokcie na stonowane barwy. I mogę chodzić w moim kochanym trenczu, modnym każdej jesieni. To niesamowite, że człowiek kupuje jedna rzecz, a potem każdej jesieni okazuje się, że modelki na wybiegach znowu są w niego ubrane. To najlepiej zainwestowane 100? 130zł? w moim życiu. Pieniądze moich rodziców, ale to szczegół. 

Jutro mamy kotowanie. Szkoda że tylko na jednej lekcji, chwała Latającemu Potworowi Spaghetti ze akurat na biologii. Dlaczego nikt z klasy nie podziela mojego entuzjazmu? Eh, co z tymi ludźmi. 
Odkryłam niedawno że nie powinnam tłumić mojego entuzjazmu. A ja, sama w sobie, jestem po prostu wybitnie entuzjastyczna. Ludzie to lubią. Nie przyznają si do tego, ale wiem że to lubią :) Wszyscy potrzebują kogoś szalonego w swoim otoczeniu. Oto ja!

Wyszedł mi z tego całkiem długi post :) Piosenka u góry leciała mi w głowie przez cały dzień, więc pomyślałam że wypada ją wrzucić (:



Trying to make your heart fit like a glove
 What it needs is love, love, love 

Everybody, everybody wants to love
Everybody, everybody wants be to loved
Oh oh oh
Oh oh oh



poniedziałek, 8 października 2012

Poniedziałek.

1. Czy zjadłam dzisiaj 500 kcal?
Tak. Nie przekroczyłam limitu. Zjadłam nawet drugie śniadanie. A raczej wypiłam- mus bananowy kubuś :3 Uwierzycie? Tylko 69 kcal. Ekh, 69.
2.Czy ćwiczyłam dzisiaj?
Niee. Ale obiecuję że zacznę jak tylko zacznę jeść w miarę dobrze. Mówiąc dobrze mam na myśli motylkowo, bez napadów.

Miły dzień w szkole. W końcu. Było bardzo miło i fajnie, kupiłam Joy'a i razem z koleżankami podniecałyśmy się horoskopem. Jako jedyna dostałam pozytywną ocenę z kartkówki z informatyki<lol>. Tak, 2.
<wyznania gimbuuuski> A. się na mnie spojrzał! Tzn, nie widziałam ,ale koleżanka mi powiedziała. Jejuuu. Oh, ale przecież i tak go sobie odpuściłam. No cóż. Biedna jego dziewczyna. Niby są razem już dobre pół roku, a ten paczy na inne. Cham.
Cieszę się że jutro szkoła. O, a w środę mamy kotowanie. Super. Coś jestem dzisiaj dziwnie pozytywna. Dziwne. Posty Motylka powinny być raczej depresyjne, no ale nic. Jestem dziwna and I know it.
Jeny, muszę zamówić soczewki, bo się kończą ;<




niedziela, 7 października 2012

Niedziela.

Przepraszam kochane (kochani?), że przestałam pisać regularnie. Nie mam się ostatnio za bardzo czym chwalić. Moje motylkowanie trwa zwykle od rana do 16, kiedy wracam ze szkoły. Potem tylko jedzenie.
Dzisiaj jadłam dobrze. Może nie idealnie, ale jestem zadowolona.
Bilans:
Serek wiejski(202)
2 lub 3 jabłka (100 lub 150)
mała miseczka musli(?)
2 ziemniaki(?)
2 kiszone ogórki(?)
trochę surówki(?)
i ok 100 kcal przekąsek.
Nie dużo, nie mało. Powiem że jest okej. Od jakiegoś czasu naprawdę jestem zadowolona z tego co zjadłam.
Moja kochana rodzinka smaży frytki na kolację. Smacznego. Nie czuję się najlepiej. Chyba mam gorączkę. Jest po szóstej, muszę brać się za lekcje. Chciałabym dzisiaj położyć się wcześniej.
Yh, byle do 41.
Odpuściłam sobie A. Nie wiem ile razy już to pisałam, ale pewnie napiszę to jeszcze kilkukrotnie. Jakaś wredna mała cząstka mnie ma do niego sentyment, tylko dla tego, że w przedszkolu dawał mi pierścionki z gum (<3). No nic.Anastazjo Vandie weźże się w garść!
Minął kolejny weekend. Odespałam cały tydzień, nadrobiłam zaległości w książkach, miałam sny. Hm, zabawne, że śnię jedynie wtedy, kiedy nie stresuję się nadchodzącym dniem. Spędziłam dzisiaj 4 godz w lesie z czego połowę przesiedziałam na pieńku marznąc, śpiewając i myśląc o tym jak to fajnie byłoby mieć chłopaka. Głupia ja. Nikt mnie nie pokocha dopóki będę tak wyglądać. Jutro znowu szkoła. No nic, trzeba się ogarnąć, nauczyć, poćwiczyć, umyć i iść spać.

Moje nowe postanowienie: od dzisiaj. Tzn od jutra. Od jutra piję na 2 śniadanie jakiś przecier czy sok owocowy.

A no i od jutra 500kcal.

Trzymajcie się :3






środa, 3 października 2012

Środa.

Czarna środa i poprzedzający ją czarny wtorek. Z motylka zamieniłam się w świnię. Ja już nie jem. Ja wpierdalam. Już nawet nie czuję smaku potraw. Tylko mlask mlask i do żołądka.
Mlask mlask.Przed chwilą biegałam.

Myślę i myślę dzisiaj o tym czy się nie zabić. Poważnie. Chociaż "zabić' to może zbyt mocne słowo. Samobójstwo byłoby.. cóż, nie w moim stylu. Chciałabym umierać powoli. A co najważniejsze, chciałabym umrzeć chuda. Nie szczupła, tylko chu-da. Okej, no niech będzie.. jestem ładna, inteligentna i ludzie lepią się do mnie jak koty do whiskasów. Wszyscy mnie kochają, więc dlaczego ja nie kocham nikogo? Nic mnie tu już nie trzyma. Czuje że moja dusza odnalazła spokój. Moje życie jest monotonne, nudne.. nie ma tu nikogo, ani niczego co wprowadziłoby choć trochę zamieszania. Chyba już umarłam.
Mam tylko 16 lat. Co mogę osiągnąć? Wszystko. Mogę mieć wszystko i być kimkolwiek zechcę. Mogę się pławic w luksusach, mogę skończyć na bruku, mogę żyć tak, jakbym nigdy nie miała umrzeć. Jakby śmierć była czymś dalekim. Nie zależy mi już na tym, czym zwykłam żyć. Nie mam już marzeń, nie chcę podróżować, nie chcę zmieniać świata i nie chcę być milionerką. Czegokolwiek bym nie zrobiła i tak wszystko będzie takie samo. Wszystko będzie tak samo monotonne. Ludzie będą tacy sami. Zajęci swoimi zwykłymi sprawami, nie myślący samodzielnie. Słuchający księdza w kościele i wierzący, że jak codziennie odklepią paciorek pójdą do nieba. Nie ma już ludzi myślących.
Zawsze chciałam umrzeć młodo. Chciałabym poznać myśli ludzi którzy przyjdą zobaczyć się ze mną ostatni raz. Tak, "zobaczyć'', bo przecież nikt nie bierze na poważnie tego, że chcę być spalona i wsypana do oceanu.
Ludzie będą szukać przyczyn. Może niektórzy obwinią samych siebie, a inni drugich. Nikt nie wpadnie na pomysł, że po prostu nie widzę sensu w życiu.Nie jestem szczęśliwa, albo jestem, nie wiem. Jedyne co czuję to obojętność. Przestało mi zależeć, nie mam powodów dla których miałabym żyć. Jestem pusta.

http://www.youtube.com/watch?v=Aw8W6hYGZ0E&list=FLYEN7Cuf4DoKLZPMq_dMx8A&feature=mh_lolz