czwartek, 20 listopada 2014

1.63

Świadomość wszystkich nas przemienia w tchórzy,
Rumiany odcień naszej stanowczości
Blaknie, pokryty bladą barwą myśli,
A przedsięwzięcia rozległe i ważkie
Z przyczyny owej w nurt wpadają kręty
I gubią imię czynów.

 Opłakuję swe złudzenia. Postanowiłam upić się od razu po szkole. Czy to żałosne? W sumie, nie piję sama, mam przecież moje głosy w głowie. 2:1 za niszczenie osiemnastek.
 W tym wypadku sprawa jest na tyle beznadzieja, że moje kochanie nawet się nie domyśla. Bo niby jak? Chluśniem, bo uśniem. W każdym razie potrafię dobrze udawać, a w udawaniu obojętności nie ma mi równych. Może, jeśli nie wyjdzie mi z byciem kapitanem albo milionerką, to zostanę aktorką. Nadawałabym się do tego, głupia i pusta, w sam raz żeby naśmiewać się ze mnie w pismach. Ale się wjebałam. Sama jestem sobie winna. Sama siebie zabiłam. Mogłabym być bardziej odpowiedzialna. Nie wiem co jest w tym wszystkim najgorsze, chyba moje tchórzostwo. Powinnam mu w końcu powiedzieć. Może atmosfera by się oczyściła itp. Pewnie spaliłabym się ze wstydu, a potem podcięła sobie żyły, ale to i tak lepsze od..właśnie od czego? Na pewno nie od niepewności, bo przecież dokładnie wiem co on do mnie czuje, a raczej czego nie czuje. To po prostu obłęd. Nie potrafię nawet zapanować nad myślami, które pojawiają się w mojej głowie. Widzisz drzazgę w oku przyjaciela, a nie dostrzegasz belki w swoim.
 W ogóle, zazdrość to nie jest moja cecha. Kiedy akurat nie mam depresji (raz na 3 dni) jestem wyjątkowo pewna siebie. Przecież wszystko mogę mieć, przecież wszystko mogę osiągnąć i to z minimalnym nakładem pracy, bo przecież ja to ja, mensa i te sprawy.
 Już sama siebie nie poznaję, kim ja w ogóle jestem? Jaka jest teraz definicja mnie? Jakie mam cele? Czy postępuję tak, by codziennie przybliżać się do osiągnięcia tego, co sobie wcześniej założyłam? Motywacyjna gadka. W gruncie rzeczy i tak nic nie ma znaczenia, bo po śmierci i tak wszyscy skończymy 3 metry pod ziemią, zamieniwszy się wcześniej w nicość. Warto byłoby trochę zaszaleć po drodze. Ja czasami szaleję, szczególnie kiedy piję, szczególnie kiedy piję sama (mam 18 lat, więc mi wolno). Tak bardzo chciałam ratować świat, co się stało? Co mnie zmieniło? Decyzja o zaprzestaniu niejedzenia mięsa pociągnęła za sobą szereg nieprzewidzianych skutków. Bądź co bądź, była to jedyna rzecz, w którą naprawdę wierzyłam. To utrzymywało mnie w sferze jako tako względnej normalności. Kiedy człowiek traci wiarę,(nie, nie zrobiłam tego po to, żeby być bardziej wartą miłości, wcale) zmieniają się też inne rzeczy. Nie mam już żadnych priorytetów, a przecież najważniejsze w życiu jest to, za co moglibyśmy umrzeć. Co za paradoks. Chciałam być silnym, niezależnym mięsożercą, a cała się rozsypałam. Naprawdę, człowiek potrzebuje w coś wierzyć, szczególnie taki słaby człowiek jak ja.
 Płaczę/ piszę/ piję z tego samego powodu co zwykle. Zakochałam się.

poniedziałek, 17 listopada 2014

1.62

Na świecie ma się do wyboru tylko samotność albo pospolitość. 

 Wszystko zaczęło się od tego, że się zakochałam. Patrzę przez okno, a gwiazdy wykrzykują jego imię. Mam tego dość. A najbardziej dość mam tych pierdolonych zmian emocjonalnych. No ja nie mogę. Dzisiaj i wczoraj dla przykładu- na niczym i na nikim mi nie zależy. Ot tak, bo akurat Mars ma takie ustawienie względem słońca.
 Nienawidzę tego uczucia niepewności. Co będzie mi jutro? Jako jaka osoba się obudzę? Może lepiej byłoby nie budzić się wcale, wybawić świat od zła które we mnie siedzi.
 Nie poszłam dzisiaj do szkoły. Kolejny sprawdzian do tyłu. Mam już 3 do napisania, jeden z historii, dwa z matmy. A miałam takie dobre oceny! Muszę wziąć się w garść, przynajmniej ze szkołą. Nie może się przecież wydać, że jestem głupia.
 Skurczył mi się żołądek, albo smutek powoduje niemożność jedzenia. Zwykle jadłam więcej, nie tak dawno temu wpieprzyłam nawet całą miskę spaghetti. Dzisiaj mój obiad składał się z kawałka kurczaka i kilku brukselek. W dalszym ciągu nie widzę, żebym chudła, ale ostatnio zaczęłam jakby mieć kolana. To chyba sukces, nie wiedziałam, że mam kolana. Przynajmniej ćwiczę i trzymam się diety.
 Jestem tak bardzo niewystarczająco dobra! Nie wiem, jak w ten cały plan dnia wcisnąć jeszcze naukę matmy, fizyki i informatyki. Cóż, stwierdziłam, że jestem i zawsze byłam słaba z tych dziedzin, więc wypada się ich nauczyć. System edukacji trochę wprowadził mnie w błąd, przyszywając mi łatkę humana-analfabety matematycznego. JESTEM KURWA WSZYSTKIM.
 Powinnam zacząć brać jakieś tabletki. Muszę zacząć brać jakieś tabletki. Przecież sobie tego nie wymyślam noo, przecież potrzebuję pomocy. A wszystko to dlatego, że się zakochałam.
 

niedziela, 16 listopada 2014

1.61

Przestać pić
Mieć czas
Pisać wiersze
Być szczęśliwym
Być w szczęśliwym związku
W związku z czym?

 Płatki z mlekiem to dobry wybór na dziś. Sypię płatki i nalewam mleko, oczywiście 0,5%, tak robią grubi i sfrustrowani. Sprzątam płatki, które spadły na podłogę. Zawsze byłam zła. Nie są dobre, rezygnuję. Piję wodę z kwaskiem cytrynowym, bo cytryna i tak nie sprawi, że będę warta miłości, więc po co pierdolić się z rozkrajaniem i wyciskaniem.
 Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść to przecież dobrze i dobrze o tym wiesz chciałbym umrzeć przy tobie.
 Płatki je Lucyfer, mój kot. Chowam mleko do lodówki, a miłość wrzucam do pieca i patrzę jak płonie. Szmata i tak przetrwa. Palę papierosa. Palę papierosa, a później jeszcze dwa. Wracam na górę. Mamy takie ciekawe sufity w domu.
 Wszystko było dobrze, dopóki się nie zakochałam. Zakochałam się 31 stycznia tego roku, bo było mi smutno i jest nadal. Nie wiem czy warto się przeze mnie kłócić, gdybym chociaż była ładna. To co porobimy dzisiaj? Cafe de flore i Calineczka, będzie wspaniale. Może też trochę samookaleczania, Póki co urosły mi tylko mięśnie na przedramionach i ego.
 Czekam do pierdolonej matury i kończę to. Trzeba zrobić porządek. Nie chcę łatwo, nie za sto lat, chciałbym umrzeć z miłości. Boże, najgorsze jest to, że na niczym mi nie zależy. Jestem jak aktorka w teatrze, przyglądam się przedstawieniu, którego nie jestem częścią, chociaż znam na pamięć wszystkie dialogi. Trzeba mu powiedzieć.
 Boli mnie łydka, wczoraj miałam masakryczny skurcz. Zakochałam się kurwa. Zakochani ludzie robią różne głupoty. Potrafię tylko niszczyć. Nawet kiedy się nie staram. Owijam się kocem. Może jeszcze jeden papieros. Powietrze może podsycać ogień, ale czasami go gasi. To zupełnie jak z nami. Z parapetu za oknem spadła doniczka do której wrzucałam papierosy. Skaczę na łóżku. Lubię ptaki i drzewa, Jest jesień, psychicznie jest trudniej. Świat wypadł mi z moich rąk. Jeszcze dwa papierosy, Nie ma żadnych bogów, nie oszukujmy się. Trzeba mu powiedzieć. Chodziło o miłość.

niedziela, 2 listopada 2014

1.60

Najlepszy sposób robienia sobie krzywdy to spodziewane się czegoś dobrego.

 Stan z lekka tylko samobójczy. 
 Kilka razy zabierałam się już na napisanie tutaj. Ba, nawet napisałam, ale nigdy nie miałam odwagi nic opublikować. Wstyd mi, że jestem już taka duża, wszystko, czego chcę, mam właściwie podawane na tacy, a i tak nie jestem szczęśliwa.
 Od trzech miesięcy nic się nie zmieniło, od roku nic się nie zmieniło. Nadal to samo, nadal w kółko ten pieprzony schemat pt: "depresja-euforia-depresja". Bez dnia przerwy, chyba że akurat spędzam cały dzień w łóżku, wtedy nie mam za bardzo czasu na stan psychiczny, ale psycholog pewnie powiedziałby, że to depresja. W mojej głowie wszystko odbywa się bez ładu i składu, w ciągu ostatniego miesiąca przewartościowałam wartości i zmieniłam swoje życie chyba 16 razy.
 Pewnie jeszcze nie wiecie (bo skąd), rzuciłam wegetarianizm (tutaj wymienić przyczyny z których żadna nie jest dobra, a najbardziej żałosna jest ta, że chciałam, żeby mnie kochano).
 W szkole bezproblemowo, chociaż poświęcam nauce minimalną ilość czasu, zwykle gdzieś około 4 nad ranem. Psychopaci są dość inteligentni.
 Wpadłam sobie w obsesję, która polega na tym, że chcę żeby pewna osoba mnie kochała, ale robię wszystko tak, jakbym miała odwrotny cel. Wbrew pozorom to logiczne, bo w końcu, skoro jestem jedną wielką sprzecznością, to będę podejmować działania sprzeczne z tym co chcę osiągnąć. Nie pogadasz.
 Teraz śmieszne, od września chodzę na siłownię i racjonalnie się odżywiam, ale nic to nie daje. Nie ma to jak silna motywacja poprzez widoczne efekty! Pewnie jestem jeszcze większa i brzydsza niż na początku, ale wszyscy wmawiają mi, że jest inaczej.
 Przeżyłam dzisiaj/wczoraj najgorsze upokorzenie ever. Oczywiście upokorzyłam się tylko sama przed sobą, ale przeżywam to, bo moja opinia jest dla mnie bardzo,bardzo ważna. Zabiłabym siebie, ale ja to też ja, a siebie bym nie chciała, jeszcze nie teraz. Nie planuję się zabić (na razie), ale noszę się z zamiarem znalezienia w tym syfie jeszcze w miarę ostrej żyletki, bo w końcu jakoś trzeba rozładować agresję, a nie chcę na innych. Nie mogę niestety ciąć się po nadgarstkach, chociaż to moje ulubione miejsce, ale raczej nie będę miała problemu ze znalezieniem innego wolnego kawałka skóry, z taką masą mam jej pod dostatkiem. 
 Wbrew obiegowej opinii, moje zmiany nastroju nie zależą ode mnie i nie umiem nad nimi zapanować. Tłumaczę, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział. Wyraźnie słyszę już w głowie myśli, które nie należą do mnie. Zwykle każą mi się zabić, albo zrobić sobie jakąś inną krzywdę. W kółko powtarzają, że nie zasługuję na miłość i nikt mnie nigdy nie pokocha, a życie które prowadzę to kara za grzechy przeszłości i przyszłości, bo jestem cholernie złym człowiekiem. Mają rację, ale ignoruję je. Żeby było jasne, tnę się rekreacyjnie. Pomaga mi to, ale nie jest to ucieczka od problemów. Przecież i tak nie ucieknę. I nie mam problemów. Poza wspomnianą wyżej osobą wszystko, absolutnie wszystko układa mi się idealnie. Wracając do tego, jaka to jestem pokrzywdzona moimi zmianami nastrojów, każdy z nastrojów ma charakterystyczne dla siebie poczucie własnej wartości. Wartościuję też sobie ludzi i ich poglądy, to jest dopiero zabawa. Zwłaszcza, że zdanie zmienia mi się średnio co trzy dni. Prawie nigdy się nie nudzę. Cały czas szukam sobie nowych prawd, którymi będę kierować się w życiu. Ostatnio na przykład jestem egoistyczną nihilistką. Karma pewnie szykuje już dla mnie jakąś niespodziankę, o, niech zgadnę, może niech z nikim nie będę, albo niech z nikim nie będę, może też opcja hard: niech nigdy w życiu z nikim nie będę, bo nie zasługuję. Tak, to dobra kara za to, że urodziłam się popierdolona.
 Dobra kwiatuszki, idę uwolnić trochę bólu psychicznego, trzymajcie się i pozostańcie silne.