środa, 28 listopada 2012

Środa.

Mam nadzieję, że uda mi się skończyć pisać, zanim komp znowu mi się zawiesi.

Także. We wtorek nad ranem obudziłam się w stanie dosyć..złym. Moje gardło po prostu paliło. Nie mogłam przełknąć nawet śliny. Kochane migdałki. Po podniesieniu się z łóżka zalała mnie gwałtowna fala zimnego potu i ostry ból praktycznie wszystkiego. Po paru minutach przebrałam się, umyłam twarz i uznałam że żadna siła nie zaciągnie mnie do szkoły. Przez cały wtorek nie zjadłam nic. Cierpiałam strasznie, temperatura dochodziła do 39 stopni, na przemian marzłam i umierałam z gorąca. Ale dzisiaj czuję się już dobrze. Byłam u lekarza, dostałam tabletki i kupiłam sobie plastry z hello kitty.
Przez cały dzień oglądałam programy kulinarne. Chciałam opowiedzieć Wam coś ciekawego, jakieś przemyślenia, wspomnienia z dzieciństwa, ale niestety nie mogę zebrać myśli. Boli mnie głowa.



Bilans:
2 małe marchewki i mandarynka
gorący kubek rosołek i mniej niż pół białej bułki
pół pomarańczy
parę łyżek rosołu, który wmusiła we mnie mama
sok z jednej świeżej pomarańczy.

Zaraz umrę.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Poniedziałek.

Komputerze, uspokój się.
Zacinanie się co minutę nie jest dobrym pomysłem, bo za którymś razem wpadnę w histerię i coś Ci zrobię. A wiesz, że Cię lubię, bo jesteś srebrny i zawsze byłeś dla mnie miły. Nie wiem, co się stało, ale ale mój półtoraroczny komputerek zaczął sie kilka dni temu ciąć niemiłosiernie (jaka właścicielka, taki komputer). Przyjedzie tata, zobaczy, zawieziemy do naprawy. Biedak, będzie musiał oddać swój.
No nic, zrobiłam formata, nic to nie dało, za to straciłam wszystko co było na kompie, dlatego dzisiaj nie będzie żadnego natchnionego obrazka. W sumie, to nic. Zaczynam od nowa, bez przeszłości.
Od paru dni wpadam w histerię z byle powodu i zamiast krzyczeć i bić ludzi wolę albo sie drapać po rękach, albo ciąć. Żyletka trochę się stępiła, wiec zostały mi pazurki. Mówią, że zostają blizny. Nieprawda, po płytkich ranach nie zostają. Sprawdziłam.
W weekend odrobiłam wszystkie lekcje Dzisiaj 4 godziny robiłam notatki z historii na jutrzejszą poprawę. Muszę jeszcze nauczyć się na francuski i angielski. Pięknie. Wczoraj usnęłam około drugiej, ponieważ uczyłam sie na matmę. Okazało się że pani zapomniała, więc poprawę przełożyła mi na czwartek. Ah szkoła <3 Obiecałam sobie, że zrobię dzisiaj zadanie z matematyki, ale chyba nie dam rady. Oto efekty przedawkowania leków przeciwbólowych. Chyba mam nawrót zapalenia migdałków, ale po naćpaniu się tabletkami nic nie czuję. Do tego jakaś godzinę temu dostałam drgawek, palpitacji i innych fajnych rzeczy. Najs. Po gorącym prysznicu trochę się uspokoiłam, wiec mam siłę i energię na dalszą naukę. Dużo dzisiaj ćwiczyłam. Zrobiłam milion brzuszków. Ale dziwnie piszę...
No nic. Nic. Nauka+odchudzanie.
Today: Rano "mamo, nie mogę łykać, nie zjem śniadania", w szkole " nie nic nie chcę, nie mogę łykać :< " Obiad: "nie zjadłam.. nie mogę łykać.. gdzie tabletki?" . Potem połknęłam rosołek (50) dwie marchewki (?) i kubek drożdży (20) na włosy. Mieliśmy dzisiaj obowiązkowy spektakl teatralny. Gra aktorska -geniusz. A myślałam, że to ja jestem dobra, bo potrafię zasymulować wszelkiego rodzaju dolegliwości i zrobić się blada. Do tego hm, niemiła sytuacja. W skrócie: Siedziałam z moją przyjaciółką. Za nami siedział jej no wiecie.. "chłopak" z naszą koleżanką z klasy. Gruchali sobie przez cały spektakl i:
a) Przeszkadzali mi.
b)Moja biedna koleżanka była taka smutna :< Zrobiło mi się jej tak strasznie szkoda, że przez całe przedstawienie kaleczyłam sobie rękę paznokciami.

Zapisałam się do wolontariatu w te sobotę na jekiejś imprezie charytatywnej, wiecie dzieci z różnymi chorobami w stylu autyzm. Będą jakieś konkursy, coś. No nie wiem. W każdym razie jest to w sobotę więc będę miała jakieś zajęcie. Cieszę się. Jestem z siebie dumna. Hm, tylko ja. Mama "będę cie musiała zawieźć na stacje:<"  Dziękuję!

Dobra, kończę. Tyle nauki! Tak mało czasu!
Napiszę coś konkretnego, jak moja sytuacja z komputerem się ustabilizuje.
Branoc :3

czwartek, 22 listopada 2012

Czwartek.

Anything that you desire
Anything at all
Everyday I'll take you higher
And I'll never let you fall!
A lot zadane of chemia? Blooog time!
Ja i mój łamany angielski.
No nic, dzisiaj bez żadnych jedzeniowych ekscesów, ale i tak boje się że po paru dniach jedzenia praktycznie 200 kcal dziennie, w weekend rzucę się na żarcie.
Wychodzi na to, że muszę sobie zorganizować dni wolne. Chętnie pojechałabym na zakupy, ale po co mi nowe ciuchy, skoro i tak niedługo się zmniejszę i nie będą na mnie pasować. Lepiej nazbieram pieniędzy i kiedy osiągnę powiedzmy to 51kg pojadę na duży shopping.
Dobra, skończyłam zadanie, teraz piszę zaległą notatkę. (czyt. przepisuję pół książki). Potem zostanie mi już tylko nauczenie się interpretacji jakiegoś wiersza Kochanowskiego i nauka na chemię. Nasza pani wygląda jak mężczyzna.
Dzień minął mi... Hm. Trudno to określić. Spałam 5 godzin, także jak na moje możliwości to i tak dość długo. Cały dzień stresowałam się zadaniami domowymi, a jak przyszło co do czego, to okazało się że wcale nie jest tak źle. Przed biurkiem siedzę praktycznie od 4:30 z przerwami na komputer i łazienkę. Mogłabym poćwiczyć. Postaram sie wstać jutro wcześniej i poświęcić chociaż 30min na rozciąganie.
Gdzieś na pograniczu sterty ciuchów i niepotrzebnych kartek na podłodze znalazłam mój kochany balsam do ust. Thank you FSM! Okazuje się, że w mojej klasie modna staje się zmiana religii. Moja koleżanka przechodzi na judaizm, a druga od jakiegoś czasu jest buddystką. Czyż to nie urocze? Jednak ja zostanę chyba przy agnostycyzmie. Agnosty.. ag..nie ważne. Jak tak czytam mój wpis, dochodzę do wniosku, że każde zdanie jest na inny temat xd
W piątek mamy dyskotekę w szkole, ale nie idę.
Okazuje się, że w tej szkole nie można nic nikomu powiedzieć, szczególnie o ładnych chłopakach. Szczególnie dziewczynom z którymi najlepiej się dogaduję. No cóż, za głupotę się płaci. Następnym razem 2 razy sie zastanowię, zanim wypowiem się na temat jakiegokolwiek chłopaka. O takich sprawach rozmawia się z kimś równie inteligentnym, czyli z odbiciem w lustrze.
Dzisiaj mieliśmy w szkole wykłady. Tzn w sumie spotykamy się z wykładowcami z UAM'u 2 razy w miesiącu; raz my jeździmy do Poznania, innym razem oni przyjeżdżają. Tematem było coś o polityce.. kultura polityczna, chyba tak. No, i pan zapytał się kto jest egoistą, a ja z dumą nie podniosłam ręki. Ostatnio rzeczywiście nie jestem egoistką. Pomagam ludziom, słucham ludziom, doradzam ludziom, jestem miła, nie przeszkadza mi, że ktoś niszczy mi reputację wrzeszcząc na korytarzu "O twój chłopak idzie!!!", wysyłam ludziom zadania domowe. Jestem dobra. Niestety, nie dla rodziny. Po szkole, zawsze kiedy jestem zmuszona tłumić w sobie wszelkie emocje, wyżywam się na mamie. No cóż. Chciałabym to zmienić, ale ona mówi tak strasznie niepoprawnie gramatycznie i składowo, że aż krew człowieka zalewa. I cały czas teksty w stylu "poucz się", "zjedz coś, czemu nic nie jesz, chcesz zachorować?", "znowu się TNĘŁAŚ". Tnęłaś. To jest nie do zniesienia. Zniosę wszystko, tylko nie kaleczenie języka polskiego. Czuję, że jeśli nie zamykałabym sie w pokoju na całe dnie i chodziłabym po domu z słuchawkami na uszach, moje IQ nieubłaganie zbliżałoby się w stronę zera. Tak, wiem, to wredne, ale ja po prostu tak myślę i tyle. Okej, nie każdy musi być laureatem literackiego Nobla, ale wypada chyba umieć się w miarę porozumiewać.
Za to ostatnimi czasy polubiłam brata. Haa, zapuszczam mu włosy i bronię go przed maszynką rekami i nogami. Chcę żeby był lepszy od małej mnie. Żeby laski na niego leciały i żeby był zawsze dobrze ubrany i żeby dobrze się uczył i był popularny. Trzeba go zabrać na zakupy do prawdziwego sklepu. Postanowiłam że weekend spędzę na nauce i spacerach. Branoc :)

Oh, naprawdę potrafię! *_* <samozachwyt>

środa, 21 listopada 2012

Środa.

Na na na.
 Postawiłam wagę koło łóżka, żeby bardziej się motywować.
Wstałam o 5:30 pouczyłam się na spr z fizyki, ogarnęłam. W połowie dnia doszłam do wniosku, że jestem brzydka. Ale wcześniej taki jeden chłopak się na mnie patrzył. I jak wychodził do domu, to też. Eh, pewnie jakimś cudem dowiedział się, że mi się podoba. W tej szkole nikomu nie można ufać, ale można być kim się chce. I to właśnie najbardziej mi się podoba. Mimo, że uczniowie innych szkół mają nas za snobów i kujonów, my jesteśmy normalni. Najbardziej urocza jest chyba grupka osób, które ubierają się w wojskowe ciuchy. Poważnie! To takie słodkie.

Zjadłam dzisiaj:
Jabłko i mały wafelek ryżowy (100+25)
Gorący kubek, rosołek (50)
Trzy marchewki (20?)

Wychodzi na tyle. Dobrze. Praktycznie przespałam całe popołudnie, a teraz wesoło idę zrobić maskę na włosy. Jeszcze matma i łóżko. No i napój drożdżowy (20). Jestem wykończona. W przyszłym tygodniu piszę 3 poprawy ze sprawdzianów. Słodko. Chyba daruje sobie piątkową dyskotekę, bo nie wyrobię z nauką. I tak nie mam tam po co iść.

sobota, 17 listopada 2012

Sobota.

Kim jestem?

Nie potrafię się określić.  Coraz częściej zdaje mi się, że jestem po prostu hipokrytką. "Nie, nie chcę babeczki, weź te chipsy, dzisiaj tylko 200kcal". Te myśli codziennie pojawiają się w mojej głowie. Rano są silne i głośne, niestety cichną po powrocie do domu. Potrafię rzucić  się na jedzenie. Kiedy zaczynam.. po prostu nie jestem w stanie przestać.

Czas to zmienić.

Przepraszam, że nie pisałam przez ostatni tydzień, ale po prostu się wstydziłam. Zamiast ruszyć dupę i coś zrobić, wolę siedzieć cały dzień przed komputerem. I tak mija dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Codziennie ta sama rutyna, codziennie utarty schemat. Nie chcę już tak żyć. Chcę spać w nocy, uczyć się zaraz po szkole, mało jeść i ćwiczyć chociaż pół godziny. Chcę odrabiać lekcje w dni, kiedy były zadane, codziennie powtarzać materiał, poprawić oceny, posprzątać  bajzel w pokoju, jak i w życiu. Nie chcę więcej marnować czasu. Pisanie z koleżankami? Po co mi to? Przecież widzimy się w szkole. Co daje mi codzienne marnowanie czasu? Przecież czas i tak upłynie, a to czy dobrze go wykorzystam, czy nie, zależy tylko ode mnie. To moje życie i tylko i wyłącznie ja powinnam decydować kim chcę być i co chcę robić. Nie moje lenistwo, tylko ja.

***

Zaczęłam trochę sprzątać. Nie opowiadałam co się u mnie działo przez poprzedni tydzień. W sumie.. nie pamiętam. Nic na tyle spektakularnego by wysilić się i to zapamiętać. Pustka. Wczoraj/dzisiaj byłam w kinie na maratonie zmierzchu. Zjadłam tam 6 sezamków, frytki i mini tortillę, paczkę laysów "stix". Dużą paczkę. I pół mega popkornu. Uznałam że raz mogę bezkarnie nawpierdalać się na noc. Z kina wróciłam około 9:30, spałam do 14:00 i od tej godziny nie zrobiłam w sumie nic. Sprzątanie-pisanie-sprzątanie-pisanie. Hm, nie powinno się robić dwóch rzeczy naraz.
Cóż, wychodzi na to, że dzisiaj zjadłam tylko mniej niż 500g marchwi.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Poniedziałek.

Lubie czasem wypić 6 kaw przed snem.

Odkąd wygrzebałam się z łóżka, jestem strasznie wkurwiona. Po pierwsze witaj pało ze sprawdzianu z historii. Takiemu leniowi jak ja, nawet 6 kaw nie pomoże, żeby wziąć się za naukę. Po drugie: 6 kaw przed snem robi swoje. Chujowo się czuję.

Postanowiłam się ogarnąć. Będę uczyć się zaraz po szkole, skończę z zarywaniem nocek, będę wstawała o 5 rano i codziennie ćwiczyła. Do tego zacznę w końcu chudnąć, bo od trzech miesięcy, jak prowadzę bloga, nie schudłam praktycznie nic.

Plan na dziś : iść do szkoły, skupić się na lekcjach, odrobić lekcje, nauczyć się na angielski i i francuski, porobić coś fajnego, poćwiczyć i iść spać. Planuje dzisiaj nie jeść nic, żeby oczyścić organizm. 5:55. Czas się ogarnąć, umyć twarz, wypić drożdże i skrzypokrzywę, ubrać się, spakować, pomalować, zrobić włosy i iść do szkoły. Czas zacząć żyć.

niedziela, 11 listopada 2012

Sobota.

Życie- robię to źle.

 Czytam Wasze blogi i dochodzę do wniosku, że jestem beznadziejna w tym, co robię. Czyli właściwie w niczym, bo nic nie robię Ćwiczę raz na ruski rok, a to co zleci mi z wagi przez tydzień odrabiam w weekend. I tak w kółko i w kółko. Ale co ja mogę. Nie jestem silna, ani uparta, ani zawzięta, nie mam motywacji, nie mam celów. Jestem pusta.
Jedyne co mi pozostało to wsłuchiwać się w pustkę mojej duszy przed zaśnięciem. To takie żałosne. Chyba wyłączyło się coś we mnie. Jakaś cząstka odpowiedzialna za rozumienie, albo analizowanie, albo ogólnie myślenie. Niby słyszę ale nie ale po paru sekundach nie mam pojęcia co ktoś do mnie mówił. Czytam, ale i książki i Wasze blogi nawet do mnie nie docierają. Jakby były tylko zlepkiem liter, a nie myślami prawdziwych ludzi. Nie mogę się skupić. Nie potrafię wymienić tego co dzisiaj zjadłam. Zapomniałam już nawet mojego starego życia, kiedy wszystko było normalne. Słucham piosenek których nie rozumiem, albo dźwięku deszczu. Nie wiem co mi się stało, naprawdę. Jesienna depresja? Wątpię. Ze wszystkich pór roku najbardziej umiłowałam właśnie ten czas, kiedy z drzew spadną już prawie wszystkie liście, ale jeszcze nie ma śniegu. Jest tak pięknie.
Jak zwykle w weekendy miewam sny. Tym razem bardzo dziwne i prawdziwe, ale nie realistyczne. Półświadome. Wcale nie jestem w nich mną. Sama już nie wiem kim jestem. Czy to już mój koniec? Nie widzę przed sobą nic. Moje wszystkie cele i marzenia z dnia na dzień przestały istnieć. Teraz pragnę już tylko zaszyć się w moim malutkim mieszkanku na poddaszu i czekać na pierwszy śnieg. Mam nadzieję że moje mieszkanko gdzieś tam jest, chociażby na końcu świata i na mnie czeka. Tak samo jak ja czekam na rozgrzeszenie za to, co mam zamiar zrobić. Ciekawe co jest po śmierci. Oby nie kolejne życie, nie zniosłabym go. Potrzebuję przerwy, albo końca, albo kogoś kto wyrwie mnie z tego stanu. Niech ktoś mnie obudzi, proszę, bo umrę, zanim zacznę żyć.

sobota, 10 listopada 2012

Piątek.

Jestem beztalenciem.
Wcale nie dramatyzuję, po prostu jest mi przykro. Chyba rzucę śpiewanie.
Dobra, rzuciłam, śpiewanie rzucone, rodzice w końcu będą szczęśliwi, bo nikt nie będzie darł się w domu, poza nimi i bachorem.
Co tam u mnie, poza tym, że nie mam za grosz słuchu muzycznego? (Hm, może kiedyś go miałam, tyle że nikt nie raczył zapisać mnie do szkoły muzycznej jak byłam jebaną czterolatką.) Dobra, do rzeczy, koniec rozpaczania. Mam wiele innych talentów. O, na przykład potrafię zjeść naraz całą pizzę, talerz spaghetti, trzy talerze frytek i pomidorową z kluskami. Umiem też jak nikt inny zrażać do siebie ludzi moim zachowaniem, jestem dobra w niszczeniu znajomości, które się nawet nie zaczęły i potrafię cała się pociąć, a potem ukrywać to przez miesiąc.
Dobra, do rzeczy. Dzień upłynął mi spokojnie. Bilans nawet okej, gdyby nie to że zjadłam dwie paczki jakby.. hm. Takich sucharków z posypką.
Chce poświęcić cały jutrzejszy dzień nauce i sprzątaniu. Wypadałoby się ogarnąć. Do tego obowiązkowo przestaję sypiać w dzień i kończę z chodzeniem spać o 3 nad ranem. I zmieniam playlistę, bo z i tak już porządnie skurczonych utworów na mp3 słucham 2 albo 3. I zaczynam ćwiczyć 3 razy dziennie przynajmniej po 15 min.
Mieliśmy dzisiaj święto szkoły, a przed lekcjami jeszcze poprawę z matmy. Jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że będzie chociaż 2, bo jest za mną 10min naprawdę intensywnej nauki o 1 w nocy. Mój galowy strój osiągnął wyższy poziom. Ubrałam sweterek z czachą (yeah), krótką spódniczkę, czarne rajstopy, białą bluzkę pod spód i ćwiekowane buty. Chyba pierwszy raz dobrze się czułam ubrana na galowo. Oczywiście -20kilo później będę się czuła jeszcze lepiej, ale wszystko w swoim czasie. Na razie moim głównym celem jest zorganizowanie się. Potem zobaczymy.

czwartek, 8 listopada 2012

Czwartek.

Mam załatwiony brak snu na milion lat.

Zachciało się adrenaliny. Trochę średnio znoszę horrory, jak widać. Albo.. hm, nic mi nie jest. Poudaję przed znajomymi jak bardzo się bałam, żeby wszyscy myśleli że mam <uczucia>.
Koleżanka powiedziała mi dzisiaj, że jestem najbardziej wyraźną osobą, jaką zna.Czy ja jestem wyraźna? Nie wydaje mi się. Od kilku dni jestem natomiast przekonana, że jestem najbardziej nijaką dziewczyną w mojej klasie. Wszystkie mają jakieś hobby i hm.. konkretny wygląd. Chodzi o to, że po prostu jest w nich coś , na czym można zatrzymać wzrok, coś , jakiś punkt odniesienia. Po mnie za to spojrzenie spływa, jak po tłustej kaczce, bo jestem..taka jakaś przeciętna. Zwykła, szaro-bura. Nie wierzę w to, co mówią ludzie. Ludzie lubią kłamać i pocieszać.
Bilans (wrażliwi proszę nie czytać)
-od 15: dwie marchewki, grapefruit, gniazdko, 2 mandarynki, 2 marchewki, 2 gorące kubki rosołki, biała bułka, 5(!) wafelków ryżowych z miodem. Jak zwykle wpierdoliłam 1/4 słoika miodu za jednym razem. Ale jak człowiek prosi, "nie przynoś miodu, nie chcę go jeść, nie gotuj zupy /specjalnie dla mnie/, nie przynoś do domu słodyczy", to niee, bo trzeba mnie utuczyć żebym zdechła. Kiepska wymówka. Po prostu mam słabą wolę. Ta też kiepska. Po prostu jestem idiotką. Marnuję pół dnia, żeby nie jeść, a potem wracam do domu i rzucam się na jedzenie. Żałosne. Bardzo piękna postawa Anastazjo Vandie, masz w sobie tyle siły woli, jesteś taka wyjątkowa, jak Ty to robisz..?
Moja koleżanka robi jutro imprezę, ale nieee, "nie przyjadę po ciebie o 22 w nocy do miasta oddalonego o 10 kilometrów, świat się zawali, ja też chcę mieć weekend". Masz weekend całe życie stara dziwko   mamusiu, odkąd skończyłaś swoje prestiżowe technikum rolnicze. Tak dużo się uczyłaś, że teraz należy ci się reszta życia  opierdalania się. Zobaczymy czy tak samo fajnie będzie jak dowiesz się że Twoje dziecko nie żyje. Fajnie będzie nie? Ciężar z barów, chwalmy pana, zostanie Ci już tylko jedno, chociaż je też pewnie wykończysz psychicznie swoim "aha, jak tam w szkole, jakie oceny, co nauczyciel, wyłącz komputer, idź spać, czemu nic sie nie uczysz, -co masz na ręce -jak tych dwóch chłopaków się ze mnie śmiało na ang to zrobiłam sobie to długopisem -jesteś idiotką". Kocham moich rodziców, tak bardzo się mną interesują! Do tego o wszystkim można z nimi pogadać! O uczuciach, o polityce, o religii, o wszystkim, dosłownie. Nie zasługuję na nich.
Nie wytrzymam tego psychicznie, co rusz ten sam powtarzający się schemat, ta sama rutyna. Moje dni zlewają się właściwie w zlepki niczego, nigdzie już nie wychodzę, nikogo nie poznaję, jedyne co mnie otacza to pustka. Wszystko jest takie bezwartościowe i płytkie.
Postanowiłam być dobra. Tak o. Oczywiście, nie "dobra" w sensie że rzucam na tace po 200zł i chodzę do kościoła. Tylko dobra dla innych ludzi. Wczoraj nawet pomodliłam się za koleżankę. Bo jest taka sytuacja że strasznie podoba jej się pewien chłopak, ale boi go poznać. No, wiec przed snem kulturalnie przeżegnałam się i grzecznie odmówiłam paciorek. "Yyyy.. cześć Boże. Nie wiem czy istniejesz i nie wiem czy  ciebie wierze, ale to nie o mnie tutaj chodzi.." Słodkie.
Mam jutro spraaawdzian z matmy i święto szkoły. Nie mam pojęcia w co się ubiorę, bo niestety, nie tak łatwo znaleźć ciuchy w rozmiarze XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXL w ekskluzywnych butikach w metropolii, w której mieszkam. Mam przynajmniej nadzieję, że to co ja uznam za galowy strój, będzie chociaż po części galowe.
Anastazjo, przestań wpierdalać, obiecuję że jak spadnie śnieg będziesz się mogła nażreć do syta.




Środa.

Martwe liście, które leżą na trawniku
Zanim umarły posiadały drzewa, w których pokładały swą nadzieję. 

 Nie ma nic wyjątkowego w naszych tragediach. Mieliście kiedyś wrażenie, że spotykacie osobę która was dopełnia? Jakby była drugą połową Waszej duszy.
Potrzebuję trochę snu, bardzo długiego snu, trwającego już zawsze.
Postanowiłam, że umrę młodo. Już dawno, ale teraz jestem pewna. Liście zaczną opadać. Będę chodziła na długie spacery i czytała książki i ubierała ładne jesienne ciuchy i będę wyglądać pięknie kiedy siedząc na ławce w parku będę mówiła "miłego dnia" moim sąsiadom. Będę mieszkała w małym mieszkaniu na poddaszu, z widokiem na korony drzew i wschody słońca. I będę piła dużo herbaty i zawsze będę rozmawiała ze starszymi ludźmi i będę bardzo kochana i miła. Tak chcę spędzić resztą życia. Zaszyta tam, gdzie zatrzymał się czas. A potem spadnie pierwszy śnieg i umrę.

Nie boje się śmierci. Moja będzie spokojna i całkowicie zamierzona. Chciałabym pisać tak, żebyście mnie rozumieli. Niestety, nie potrafię. Nie chodzi o to że chcę się zabić, bo jestem nieszczęśliwa, wręcz przeciwnie, będę najszczęśliwsza mogąc patrzeć na spadające liście i słuchając melodii deszczu i czytając książki. I będę chciała, żeby to trwało już zawsze, ale to nie możliwe, prawda? Obiecuję, że umrę szczęśliwa.
Dzisiaj: wstałam o 4, pierwszy posiłek zjadłam o 15: pół serka wiejskiego i kluski z pomidorowej, potem poszłam spać, wstałam, zjadłam serek wiejski i 5 mandarynek.

Czas na naukę.

wtorek, 6 listopada 2012

Wtorek.

Once upon a time...

Mieliśmy angielski i pan kazał mi przetłumaczyć zdanie, a ja nie umiałam i takich dwóch chłopaków się ze mnie śmiało i poraniłam sobie rękę długopisem i paznokciami .

Już nie boli.

2x serek wiejski light
3/4 jabłka
miseczka musli
princessa
gorący kubek rosół



Przed chwilą wstałam i czuję się lepiej. Mam jutro sprawdzian z biologii.
Niestety, zupełnie olałam francuski i pewnie dostanę jedynkę. Jezu, jak śmiech jakiś frajerów może mnie doprowadzić do aktów samookaleczeń! Przecież takie rzeczy robi się przez ładnych chłopców, którzy Cię olewają! Po raz drugi, Anastazjo Vandie, ogarnij się!

poniedziałek, 5 listopada 2012

Poniedziałek 2.

Chcę Ci skrzydła dać
Zabrać cię hen aż do gwiazd
Wszystko o czym śnimy
Wkrótce spełni się.

To słodkie, że po trzech minutach znajomości Korneliusz i Calineczka już wiedzieli, że to jest prawdziwa miłość.

Wierzycie? Jeszcze nic się nie uczyłam. Anastazjo Vandie, ogarnijże się!
Zjadłam: serek wiejski i kawałek cista. Wypiłam: drożdże i herbatkę ze skrzypu. Czemu wydaje mi się że tak dużo jem? Przecież, przecież.. Przecież powinnam jeść 2500kcal dziennie, prawda? Więc  czym problem? Mogłabym tyle jeść.
Mogłabym spokojnie kupić sobie batonik musli i kubusia na długiej przerwie. Mogłabym to zjeść przy wszystkich i przecież nikt nie pomyślałby, że jestem za gruba na jedzenie. Tyle, że ja tak myślę. Taka jest moja prawda. A w moim świecie, tylko moja prawda się liczy. Moja prawda prezentuje się następująco: teraz jestem gruba i nieszczęśliwa. Kiedy schudnę, wszystko się zmieni. Będę mogła wkładać ładne ubrania i robić na powiekach grubą kreskę eyelinerem. I upijać się do nieprzytomności i farbować włosy na biało i łamać serca. Wszyscy będą mnie kochać, i wszyscy będą mi wybaczać, bo przecież będę chuda. Taka jest prawda. I lepiej żebym się jej trzymała, bo inaczej zniknę. Będę jedynie "jakąś tam dziewczyną", a nie "tą chudą dziewczyną z białymi włosami". Chcę być tą drugą. I zrobię wszystko by nią być.

 

Poniedziałek.

Wszystko czego tylko pragniesz
Czego tylko chcesz
Wezmę cie w krainę marzeń
I już nie opuszczę cię.

Nie przepadam za aparatem w moim telefonie. Niby zdjęcia robi w miarę dobre, (4 lata temu wydawało mi się, że są dobre..) ale bardzo często zjada kolory i nadaje żółtemu lub złotemu dziwny zielony odcień. A teraz, jesienią, widać z mojego okna takie piękne zachody słońca!
Póki co, lustrzanki nie kupię, bikos mnie nie stać. W sumie, w te wakacje chciałam jechać do pracy do Holandii, więc może wtedy pomyślimy. O albo kamerę!


No nic. Śniadanie: musli(z kawałkami prawdziwych truskawek!), 3/4 jabłka i zielona herbata. Cały ranek nosiłam się z zamiarem zjedzenia 2 śniadania, a wyszło jak zwykle, ponieważ po prostu nie potrafię zjeść, ani kupić niczego do jedzenia publicznie. Wyjątek: guma i woda. Lunch też niestety nie wypalił czyli jak zwykle drugi posiłek zjadłam dopiero po 15. Tym razem był to gorący kubek rosół z kawałkiem białej bułki, wafelek ryżowy, serek wiejski light i mandarynka :3
Zauważyłam że nadal nie jem dużo więcej niż przedtem, ale czuję się inaczej. Właściwie, chyba nawet nie przekraczam tysiąca kalorii. Nie chcę nazywać się motylkiem. Przez niejedzenie naprawdę strasznie marznę, do tego cały czas wydaje mi się że zaraz zemdleję. Nie wspominam już o tym, że ja po prostu nie mogę stawiać sobie żadnych zasad, bo po prostu je olewam, przez co mam wyrzuty sumienia. Teraz postanowiłam odżywać się zdrowo.Oczywiście nie "zdrowo" w sensie "2500kcal". Owoce warzywka i serki. Dłuższy czas myślałam o diecie wegańskiej, ale chyba za bardzo lubię produkty mleczne.
Chcę przystopować trochę z pro-aną, bo po kilku dniach moje niejedzenie kończy się dniem, lub nawet kilkoma dniami napadów. Zwalmy to na porę roku. Na razie postaram się o w miarę zdrowe zrzucenie tylu kilogramów ile się da, a wiosną zacznę ABC. Lubię tak sobie coś zaplanować kilka miesięcy na przód :)
Chyba zacznę ćwiczyć z Ewą Chodakowską. Ostatnio wytrzymałam całe 3 minuty!
No nic, lecę. Może napiszę jeszcze potem, powiedzieć co zjadłam. Trzymajcie się! :)

Lubię.

niedziela, 4 listopada 2012

Niedziela 2.

Dobre rzeczy przytrafiają się tym, którzy potrafią czekać.

Jestem strasznie nakręcona na tę białą fryzurkę. No cóż, poczekam kilka miesięcy, jeśli nadal będę ją chciała -ścinam.To najlepsze wyjście. Na obiad zjadłam zupkę chińską- rosół, potem kawałek cista, a na kolację jajko na miękko z kromką chleba z margaryną. Do tego duużo wody i zielonej herbaty. I oczywiście moje kochane drożdże *.*
Nie mam za bardzo o czym pisać. Nie byłam na dworze, ani nie ćwiczyłam. Chcę się jeszcze pouczyć.


                                                         
                                                             

Niedziela.

Przeczytałam w horoskopie, że bóle głowy będą mi towarzyszyć przez następny tydzień.

Przespałam większość przedpołudnia, wygrzebałam się tylko o 9:30 na śniadanie: jabłko, musli, jogurt gratka i zielona herbata. O 12:30 lunch: mały ziemniak, pół talerza surówki (z kapusty pekińskiej, jabłka, marchewki i możliwe że czegoś jeszcze) oraz około 1/5 talerza gotowanej kapusty.Plus zielona herbata. Zaczęłam nałogowo pić herbatę i wodę.

Myślę, myślę i myślę i zastanawiam się, czy by tego nie zrobić. Wiecie, czego, nie? Chodzi o ścięcie włosów na chłopczycę i przefarbowanie ich na biało. Uznałam że najbardziej optymalnym wyjściem będzie pójście do prawdziwego fryzjera ze zdjęciem tej fryzury i zapytanie się, czy byłaby możliwość żebym wyglądała w niej równie atrakcyjnie jak ta dziewczyna ze zdjęć.




Tyle że nie obcięłabym się tak, wcześniej niż na wiosnę, albo nawet pod koniec lata. W każdym razie teraz mam w planach nazbieranie na fryzjera (mam już całe 60 zł uhuh!) i przefarbowanie włosów na mój naturalny   średni chłodny popielaty blond. Tak, siwy. 
Strasznie mnie kręci ta biała fryzurka, jeny *.* Zobaczymy. Teraz wesoło idę się uczyć na historię bo jutro mam sprawdzian <33

sobota, 3 listopada 2012

Sobota 3.

Jadłam dzisiaj normalnie!

Yeah, yeah.
Śniadanie 6:15 -kawa bez niczego
II śniadanie 9:00 - jogurt gratka, musli
Lunch (!) 12:00 - jogurt gratka, wafel ryżowy, jabłko
Obiad 15:00 - omlet z dwóch jaj, na margarynie z papryką    i pomidorem, bez soli.
Kolacja 18:00- jogurt gratka
W miedzy czasie parę cukierków. Byłam na spacerze i uczyłam się całą godzinę! Zrobiłam porządek na komputerze i mp3. Chyba wezmę się za pokój, bo jest dopiero 18:20. W tym tygodniu jem tak jak dzisiaj, czyli kulturalnie, ale nie pro-, ponieważ mam 4(!) sprawdziany, jedną "dużą kartkówkę" i zwykłą kartkówkę. Do tego nie wiem jeszcze czy zamiast tej zwykłej kartkówki nie ma sprawdzianu.  W poniedziałek się dowiemy. Chyba widzicie, że na razie ABC odpada, ponieważ mam strasznie dużo nauki. Poczekam aż sytuacja w szkole trochę się uspokoi, wtedy zacznę.

Ale będę zajebista jak schudnę! Tak feszyn. W końcu powszechnie wiadomo, że ładne ciuchy wyglądają lepiej w rozmiarze 32, nie 38. Oglądałam Boba Budowniczego, wiec dam radę, dziwko. Ave, do sprzątania!



                                                         Ależ ostatnio polubiłam :3

Sobota 2.

Jest przepiękna, zmieniam orientację, kocham ją! *.*
Chcę tak wyglądać. Tylko, czy zdecyduję się obciąć i przefarbować włosy na biało. Czas pokaże.

Sobota.

6:13 rano.

Migrena z rana zawsze spoko. Zdycham tu, dajcie tabletki. W naszym domu nie ma tabletek, ponieważ dziecko ma dziwną skłonność do brania zbyt dużych ich ilości na raz.
6:51
Siedzę z kawką i słucham muzyki, przez którą chyba jeszcze bardziej pogarsza stan mojej głowy. Ale słucha się fajnie.
Hm, niektórzy dziwni ludzie twierdzą, że "muzyka jest bardzo ważna i ich życiu, wkładają słuchawki do uszu i zapominają o całym świecie, mają doły, po co im matematyka, mają muzykę, chodzą z tymi słuchawkami i pierdolą jak to kochają tą swoją muzykę i te swoje słuchawki". Jezu, nie mam nawet słów. Oh, fan muzyki, pan usiądzie.
Nie żebym sama nie lubiła sobie czegoś tam posłuchać, no ale bez przesady, nie chcę się żenić z muzyką, jak to niektóre dziewczyny na poziomie 2 gimy zawzięcie deklarują. Pewnie zostanę teraz zhejtowana (shejtowana,  whatever) i wszyscy uznają, że jestem płytka jak kałuża, jak ja mogę w ogóle coś takiego mówić, o jeju, nie słucham bardzo modnych teraz starych zajebistych zespołów, na stos ze mną, pewnie lubię Justina. Cokolwiek, jeśli nawet, to nie jest niczyj pierdolony interes. Ludzie są wkurwiający, pisałam już o tym? Powiedziałam co myślę, ciekawe co teraz.
Pierdolona lampka jebie mnie po oczach. Ba, nawet blask ekranu mnie irytuje. Ał, ał, ał.
Albo ludzie kochający konie. "Konie to moi przyjaciele, do pyska przytul konia, kocham konie bo one mnie rozumieją, jestem taka głęboka i wolna". Fajnie, okej, pogadać z koniem, przytulić się do konia, cokolwiek, ale napierdalać potem o tym 24/h, to już nie jest okej. "Moim najlepszym przyjacielem jest koń, tylko on mnie rozumie". Śmiechowe, większość moich koleżanek, które lubią konie same wyglądają, jak one. Poważnie, nie kłamię teraz. Eh, nie żebym miała coś do koni, kotów, mrówkojadów, ale serio, nie lepiej pierdolnąć się w łeb, zamiast robić sobie po raz któryśtam opis z imieniem swojego konia? Jeju. Ten świat schodzi na konie. Na niewyżyte i głębokie i niezależne klaczki, jacyś chętni?
Myślę sobie teraz, że błyskam inteligencją.
No nic, lubię sobie czasem od czasu do czasu powiedzieć co myślę, ot tak.
Dla równowagi, obronię Justina. Dżastin jest spoko, ma fanki, śpiewa sobie i gra na gitarze (?.. chyba, nie wiem) i to nie jest niczyj kurwa interes, co on sobie robi, jaki ma głos, jakie ma włosy, to jest taki sam człowieczyna jak my, tylko że ma pieniążki. Jak ktoś go sobie słucha to ave krzyżyk na drogę.
Ja pierdole, gazetki w stylu show, na żywo, z życia gwiazd. Ja pierdole.
Wojewódzki poszedł do sklepu, Mandaryna kąpie się w wannie (trochę nieaktualnie, no ale dobra, to tylko przykład) Farna przytyła, czy to koniec jej kariery, jejuuuuu. JAKI trzeba mieć iloraz inteligencji, żeby interesować się życiem ludzi z telewizora. Okej, jakby pisali o tym że ten wystąpi w jakimś filmie, to okej, no ale napierdalać o Grycankach, które są sławne bo są, to ojeju. Z politowaniem patrzę na ludzi których to obchodzi. Kristen zdradziła Roberta z jakimś tam kolesiem, czy Robert jej wybaczy. Jeśli nawet go zdradziła, to to jest JEJ sprawa , co najwyżej paru osób z jej otoczenia, ale nie sprawa połowy świata. Nie wiem, czy to ja jestem jakaś wybitna, niecodzienna, dziwna, cokolwiek, czy to ludzie są tacy głupi, żeby interesować się życiem osób, których nawet nie znają. Może i moje życie nie jest jakoś szczególnie pełne wrażeń, ale mi wystarcza. Nie mam potrzeby czytania o innych ludziach. Takie atrakcje tylko dla IQ >90.
Lubię sobie czasem napisać o czymś od rzeczy. Głowa mi zaraz pęknie.
Czy dzisiejszy dzień będzie dobry? Czy posprzątam, przejdę się, pouczę się. Czy znajdę motywację? Kto wie, kto wie.



piątek, 2 listopada 2012

Piątek.

Hahahahahahahahahahah.

To jest tak tragiczne, że aż śmieszne, więc śmiejmy się z tego! Ja zacznę. Hahahahahhahahahahahahah ha.
Do rzeczy. Przez te dwa dni, a nawet trzy bo od środy wieczorem bez opamiętania i bez żadnych logicznych przyczyn, wpier-da-lam. Nie jestem nawet głodna. Kiedy czuję że robi mi się miejsce w żołądku po "uczcie" lecę po kolejny kawałek ciasta. Potrzebuję motywacji, albo kopa w dupę, cokolwiek, żeby tylko pomogło. Spokojnie mogę udawać kobietę w ciąży. Poza jedzeniem jest jeszcze opierdalanie się, subtelnie połączone z zerowym zainteresowaniem zbliżającymi się czterema sprawdzianami w przyszłym tygodniu i pełnym pasji oglądaniem trzydziesty raz tych samych filmów. Rewelacja.

Chyba nadeszła pora opamiętania.

Zacznę moją kochaną ABC od początku w poniedziałek. Mam zamiar przez te dwa dni jeść jabłuszka, których tak ostatnio mi brakuje i marchewki. Oby mi się udało. Musi mi się udać, muszę wstać, otrzepać dupę i iść dalej z uśmiechem i książką od francuskiego w ręce. Bo przecież nie mogę się dłużej marnować z tymi dwudziestoma kilogramami tłuszczu za dużo. Przez te trzy obżarstwa ważę teraz 63 kilo, o ile nie więcej. Boję się stanąć na wagę.
Jutro będzie lepiej. Zrobię sobie litr czerwonej herbatki, wezmę szybki prysznic i wskoczę do łóżka, by rano obudzić się 20 kilogramów lżejsza.
Muszę jutro wyjść z domu.