niedziela, 30 września 2012

Niedziela

                           Uważaj abyś w pogoni za perfekcją nie zabił samego siebie.

Nie ładnie. Źle, nie tak, nie tak.Dalej i dalej, dalej od celu, coraz dalej. Bardzo, bardzo źle, tak źle, że aż wstyd pisać. Koszmarnie, tragicznie. To nie tak ma być! 
Powinnam napisać, że wszystko okej, że grzecznie się trzymam. Dlaczego nie piszę? Bo nie kłamię. Kiedy jestem prawdziwa, jestem szczera. A prawdziwa jestem tylko tutaj. Nie mam pojęcia dlaczego inni mogą, a ja nie.. A nie, zaraz.. inni mogą, ja też mogę. Wiec dlaczego cały czas szukam wymówek w stylu "jestem słabsza, jestem dziwna, nie dam rady, mam słabą wolę, nie to co inni, bla bla bla". Mam już szczerze dosyć tego durnego głosiku w mojej głowie, który mówi mi że mogę sobie pozwolić na coś "dobrego". Jestem taka jak inni. Mam to samo co inne dziewczyny. Mam, nogi, mam ręce, mam płuca. Dobra, nie mam cycków, nawet przy mojej wadze, ale nic. Poza tym, mam wszystko. Mam nawet silną wolę. Znikomą, ale gdzieś tam jest, bardzo, bardzo głęboko topiącą się w tłuszczu, mięsie i flakach silną wolę, która pragnie się wydostać, ale za cholerę nie może. 
Ostatni raz pozwoliłam sobie na coś nadprogramowego. Ostatni raz i niech Latający Potwór Spaghetti pomoże mi wytrwać w moim postanowieniu. Spójrzmy prawdzie w oczy. Ja. Się. Marnuję. Jestem ładna. Gdyby nie te +20kg byłabym naprawdę, naprawdę ładna. Gdyby nie te +20kg miałabym naprawdę zajebiste wcięcie w talii. Mam ładną twarz, nawet teraz. Duże oczy i usta, nawet teraz. Więc jak wyjątkowo ładna będę, kiedy mi zleci to 20 kg. Będę mogła ubrać ładne rzeczy, które kocham. Po prostu je ubiorę i nie będzie że wyglądam grubo, bo nie będę wyglądała grubo, tylko szczupło. Będę mogła założyć krótką spódniczkę, zakolanówki, getry i buty do połowy łydki i nie będę wyglądała grubo, albo dziwnie, tylko stylowo. Będę mogła kupować i ubierać prześliczne rzeczy w moich ulubionych sklepach w rozmiarach do których będę się bez trudu przyznawać. Będę mogła jeździć na zakupy z moją szczupłą przyjaciółką i będziemy wyglądały naprawdę ładnie, bo obie jesteśmy ładne, tyle że ja jestem gruba. Będę mogła udzielać ludziom rad jak być ładną, bo sama będę idealna. Od ideału dzieli mnie tylko 20 kg. Wtedy wszystko będzie dobrze.

Jest jesień, a ja nie chodzę w ślicznych jesiennych ciuchach, bo jestem gruba. A tak bardzo kocham jesień! I deszcz i liście i wszystko co jesienne i piękne. 


środa, 26 września 2012

Środa.

Moja "psiapsiółeczka" wkurwia mnie coraz bardziej i bardziej. Nie wiem, czy to jest takie tępe, czy tylko udaje.
Codziennie jeździmy pociągiem do szkoły. I codziennie ona siedzi, a ja stoję. Okej i niby to nie żaden problem, ale ostatnimi czasy strasznie mnie to irytuje. Czy ona naprawdę, nie ma za grosz taktu? Przecież jak  wsiadasz z kimś konkretnym, albo z większą grupą znajomych do pociągu, to chyba wszyscy robicie to samo- stoicie albo siedzicie. A nie że kurwa kurczę jedna siedzi, a reszta się gapi jak sroka w gnat. Dziwnie bym się czuła gdybym sama siedziała, a kilka osób stało wianuszkiem dookoła mnie. No, ale najwidoczniej chudzi mogą więcej.
Dzisiaj doszłam do wniosku że jestem wybitnie przeciętna. Zwykła. Mainstreamowa. Wszyscy w mojej szkole ubierają się w normalnych sklepach, tylko ja chodzę jak ostatnia sierota. Nie dość że nie mam kasy na porządne ciuchy, to jeszcze samo słowo "zakupy" wywołuje u mnie jakiś rodzaj lęku. "A będą takie większe..?" chyba każdy to zna nie, tylko ja to znam, bo jestem gruba, a tylko grubi to znają. A ja jestem jedyną grubą osobą. Można się ze mnie śmiać, można rzucać skierowane do mnie złośliwe komentarze, można uważać że skończę na zmywaku, bo jestem na humanie (tak, oh, rzeczywiście, poszłam na humana bo jest najłatwiejszy i po prostu chciałam być w liceum).No pewnie, bo nie jestem człowiekiem, nie mam uczuć, nie mam własnego zdania, bo jestem tylko gruba i brzydka. Tak naprawdę nie istnieję, bo tak naprawdę nie mam duszy, więc można się ze mnie śmiać do woli, nie martwiąc się o to, czy mnie to urazi, czy nie.
Śmieję się z tych genialnych żartów ostatkiem sił. I pamiętam kiedy zaczęłam.
Byłam może w 1 albo 2 klasie i zaprosiłam moją obecną PRZYJACIÓŁKĘ i jej siostrę. Stałyśmy w ogrodzie i one zaczęły mnie przezywać "gruba świnia" bo fajnie się rymowało z moim imieniem. Śmiałam się wtedy. I poczułam takie dziwne uczucie w środku ale je zignorowałam.
Nie wiedziałam co mam robić, byłam tylko dzieckiem. Małym utuczonym pulpetem, ale nadal dzieckiem. To wtedy nauczyłam się że lepiej jest się śmiać i udawać że nie przejmuje się tym co mówią inni, niż płakać lub być smutną. Płaczą tylko słabi, a ja nie chciałam być słaba, bo nie chciałam zwracać uwagi.
Nie pamiętam tego dnia, ale pamiętam dokładnie miejsce, położenie słońca na niebie i dojrzewające jeżyny. I ten śmiech. Śmiech trzech małych dziewczynek i cichy trzask pękającego serca należącego jednej z nich.
Teraz już go nie ma. Wymyślam sobie to co czuję do innych. Moje serce nie potrafi kochać, ponieważ zostało złamane już dawno temu. Nie przez chłopaka, tylko przez najlepszą przyjaciółkę.

Zjadłam dzisiaj za dużo, by móc nazwać siebie osobą. Jestem kawałkiem tłuszczu, nie człowiekiem. Śniadanie: trochę musli, 2 łyżeczki jogurtu naturalnego i 1/2 jabłka. Obiad 1/4 ananasa, trochę musli.Podwieczorek: 1/4 ananasa +słonecznik. Kolacja: jajko na miękko i 1/4 kromki białego chleba z masłem i pomidorem. Zdecydowanie za dużo.

Co do historii: łącznie uczyłam się 6 godzin, olewając zupełnie inne przedmioty. Z przejęcia nie mogłam zasnąć, przez co usnęłam dopiero około 4:00 lub 4:30. O 6:00 pobudka i kilkanaście przysiadów. Sprawdzian nie poszedł mi chyba źle.. myśle że mogę liczyć na trzy. Albo chociaż na dwa. W sunie nie jestem pewna tylko jednego zadania. Reszta dnia spokojnie. Po lekcjach siedziałam na stacji ze znajomymi i czekałam na pociąg. Kulturalnie poinformowałam wszystkich że łał, ten ładny chłopak idzie. Na to oczywiście wielki bulwers i śmianie sie z mojego gustu. Cóż, moim zdaniem jest przystojny i tyle, nic więcej.
Okeej, nie minęły dwie minuty a przyjechał pociąg, wszyscy ochoczo wchodzimy. Gadam sobie z koleżankami, odwracam się i widzę moją kochaną przyjaciółeczkę siedzącą sobie bezwstydnie naprzeciw niego, a pod samym nim kałuża ze śliny. (no tak, jak można się nią nie podniecać, jest prześliczna).
Nie uznałam tego za miłe.
Równie zabawny wydaje się fakt, że u coraz większej ilości osób zauważam totalne udawanie że mnie lubią. Eh, serio, ludzie kryjcie się z tym lepiej. Do tego nie wiem czy to wynik przewrażliwienia, ale coraz częściej wydaje mi się doświadczać szyderczych spojrzeń ze strony albo chudych, czy chociaż normalnych dziewczyn, albo ładnych chłopców, którzy wiedzą że mi się podobają, bo podobają się wszystkim.

Chyba oszalałam.

wtorek, 25 września 2012

Wtorek.

Ojeju, 3 godziny nauki na spr z historii jak krew w piach.Niestety, dzisiaj się nie rozpiszę, bo mam jeszcze masę rzeczy do ogarnięcia :<
Tak wiec planuje położyć się przed trzecią.
Krótko i na temat: zmieniłam światopogląd. Uznałam, że muszę przestać skupiać się tylko na sobie i zająć się problemami innych. Muszę odizolować się od własnych myśli i pragnień, bo powoli zamieniam się w egoistkę-wariatkę.Uznałam, że miejscem na moje sprawy jest blog i od dzisiaj nie będę nikogo informowała o moim samopoczuciu i problemach.  Dzisiaj zachowywałam się normalnie i byłam dla wszystkich miła, co uważam za spory sukces.
Bilans: śniadanie: prawie całe jajko, pół jabłka, jakieś pół szklanki, albo mniej zupy pomidorowej i jabłko. Zmieściłam sie w 200kcal.
Ćwiczyłam rano i na WFie, ale wydaje mi sie że wrócę do ćwiczeń dopiero jutro wieczorem lub w czwartek rano. Wiem, nie powinnam, ale mam strasznie napięty grafik i wolę nie paść z przemęczenia. Jutro tzw czarna środa. Najgorsze lekcje. Ehh.
No co zrobić, zachciało się dziecku liceum, to teraz ma.
Z Panem A. bez zmian. A nie, takie jeden apel:
SKORO MNIE NIE LUBISZ I NIE PAMIĘTASZ DO PO CHUJ  CHOLERĘ SIĘ NA MNIE GAPISZ?!

Hm, albo mi się zdaje.. tak, pewnie tak.
Dobranoc:3
I proszę, trzymajcie kciuki za jutrzejszy sprawdzian, strasznie się boję :<<

poniedziałek, 24 września 2012

Poniedziałek.

Muszę się ogarnąć i przemyśleć kilka rzeczy.
1. Chłopcy.
a) Dać sobie spokój z chłopakami i zająć się nauką. (zalecane)
b) Tracić czas na bezsensowne przemyślenia w stylu "co by było gdyby..." wzdychać i wkurzać o coś, co nie         jest moim pierdolonym biznesem.
Wbrew zasadom logiki, niestety moja osoba skłania się ku odpowiedzi b.
2.Szkoła.
a) Ogarnąć się, grzecznie odrabiać lekcje zaraz po szkole, uczyć się. (zalecane)
b) Odrabiać lekcje po 20, nie uczyć się, liczyć na szczęście, przejebać liceum, w przyszłości kopać rowy.
I tutaj historia się powtarza. Analogicznie jest z dietą i zachowywaniem się przy ludziach.
Jestem beznadziejna. Wyrosło ze mnie rozwydrzone dziecko, które potrzebuje uwagi. Jakbym nie mogła zaszyć się gdzieś z książką od fizyki i uczyć się do przodu. Czemu tak trudno jest mi być perfekcyjną?

Bilans:
jabłko
grapefruit
1/2 talerza zupy warzywnej
paczka żurawiny
miseczka gotowanych kurek
2 kiszone ogórki

Po podliczeniu jakieś 600kcal, o ile nie więcej. Wybitnie.
Nie ćwiczyłam rano, po południu poszłam na spacero-jogging.Będę ćwiczyć jeszcze przed snem.
Eh, mam masę nauki. Jestem wykończona, a to dopiero poniedziałek.

sobota, 22 września 2012

Sobota.

Wpadłam w jakiś wybitnie melancholijny nastrój.
Ładna pogoda. To znaczy była ładna zanim całkiem się nie ściemniło. Padał deszcz i było szaro, czyli tak jak lubię.
Uwielbiam jesień. Marzy mi się jesienna sesja w jesiennych ciuchach. Cóż, to jedno z takich marzeń, które nigdy się nie spełni. Przecież żeby móc mieć sesję, trzeba mieć figurę modelki i nie wyglądać jak ziemniak, a ja niestety nie spełniam obu warunków.
Nadal jestem chora. Dzień spędziłam nie robiąc praktycznie nic, poza tym że musiałam iść do sklepu zastąpić mamę. A jak to zwykle w soboty bywa, po wejściu od razu rzuciłam się na jedzenie jak wygłodniały wilk na małe puszyste owieczki. Jedyną pozytywną rzeczą jaka mnie dzisiaj spotkała, jest to że nie czułam smaku senesu, bo mam katar. Dziwne że nikt nie przejął się dzisiaj faktem, że nie zjadłam kolacji (niedługo zemdleję jak będę tak mało jeść! oh!). No ale cóż. Oglądałam dzisiaj zdjęcia z zakończenia roku. Od razu przypomniało mi się jaką niesamowitą troską darzą mnie rodzice. Mama wyszła w połowie zakończenia bo bachor marudził, a ja kręciłam się potem po sali z różą, pytając innych rodziców czy nie widzieli mojej mamy. Wtedy ostatecznie pękło mi serce. Ja i róża, którą musiałam odstawić do wazonu. Patrzałam na inne dzieci przytulające się do rodziców i dające im róże, a żadnego z moich rodziców nie było. Niby nic takiego, ale była to jedna z najnieszczęśliwszych dni w moim życiu.
Jeśli kiedykolwiek będę miała dzieci..
Nie.
Mój wygląd zapewnia mi stuprocentową ochronę przed ciążą i w ogóle chłopakami.
No nic. Czuje się źle, smutno i cieknie mi z nosa.

http://www.youtube.com/watch?v=XD9AoI11cSc&feature=mr_meh&list=FLYEN7Cuf4DoKLZPMq_dMx8A&playnext=0

piątek, 21 września 2012

Piątek

Wszyscy mamy idealne przyjaciółki.
52kg/175cm, długie blond włosy i niebieskie oczy.
Jeju*.*
No cóż, moja najlepsza przyjaciółka dostała propozycję sesji zdjęciowej.
Nie żebym się nie cieszyła, cieszę się i to bardzo. Naprawdę, nie kłamię teraz. Nie jestem w stanie zazdrościć, ale mimo tego czuję jakiś dziwny ból w środku.
Nie wszyscy rodzimy się piękni, chudzi i wysocy. I nawet gdybym była chuda.. nie zmienia to przecież faktu że jestem za niska, nie mam charakterystycznej twarzy, włosy i oczy w mysim kolorze.
Jestem.. nijaka.
Nie potrafię się nawet porządni ubrać.Jestem szczytem beznadziejności. Jakkolwiek bym się starała, nigdy nie będę taka jak ona. Moje włosy już zawsze będą ciemne, sięgające za ramiona, moje oczy pozostaną brązowe, brwi rzadkie, a nogi krótkie.
Jedyne co mogę zmienić to waga. Tylko nad nią jestem w stanie zapanować. Mogę ją kontrolować. Tylko muszę odnaleźć w sobie siłę. Nie zjadłam dzisiaj dużo. Nie pamiętam bo cały dzień byłam zbyt zaabsorbowana moimi myślami by skupić się na liczeniu kalorii.
Prawie popłakałam się na EDB. Pan powiedział że dziewczyny się perfumują i malują, bo śmierdzą i są brzydkie. Szkoda, że zapomniał dodać, że dziewczyny się odchudzają, bo są grube.
Czuję się potwornie. Jest mi strasznie zimno, mam gorączkę i katar. W takie dni jak te, zaczynam poważniej myśleć o. O samobójstwie.
Właśnie przyszła mi do głowy ta myśl. Jakby to było? Gdybym pewnego dnia po prostu nie wytrzymała, wzięła garść tabletek i popiła alkoholem. Czy komuś byłoby w ogóle przykro?
Nie wiem. Nie ważne.
Nie umrę dopóki nie będę taka, jaką chce być zapamiętana. Piękna, szczupła i popularna. Idealna.


                                        "Kto nie wie dokąd zmierza, nigdy nigdzie nie dojdzie."
                                                                                                       -C.R.Zafon.

czwartek, 20 września 2012

Czwartek.



   "Czy gwiazdy świecą tylko po to, aby każdy mógł znaleźć swoją?"

Ojej, jak ładnie. Anastazja grzecznie się ogarnęła i już od dwóch dni nawet nie popatrzała na nic słodkiego czy w jakikolwiek inny sposób kuszącego.
Niezbyt dokładnie pamiętam wczorajszy bilans, ale nie zjadłam żadnej zakazanej rzeczy, a dla mnie to już sporo osiągnięcie. Dzisiaj musli, batonik musli, bulion z makaronem i znowu musli.
Bardzo lubię musli.
Złapało mnie jesienne choróbsko. Mam zapchany nos, bolące gardło i gorączkę. Dobrze że jutro już piątek.
Nie rozumiem osób, które nie rozumieją osób, które się tną. Moja koleżanka zobaczyła dzisiaj blizny na moich nogach i zachodziła w głowę jak ktoś kto nie jest bity, ani krzywdzony w jakiś inny sposób może sie ciąć. Ano, może.
No nic. Tego bloga czytają Motylki które w sumie mogą być definicją wrażliwości. Wiecie jak to jest, nie? Kiedy wszyscy czegoś od Was chcą, kiedy sami czegoś od siebie chcecie.. Czasem po prostu człowiek nie wytrzymuje psychicznie.
Psycholog powiedział mi kiedyś że ludzie tną się, ponieważ chcą dać upływ nagromadzonym emocjom. Załóżmy że pewna osoba cały czas się uśmiecha, wszędzie jej pełno i promieniuje entuzjazmem. Skąd ktokolwiek może wiedzieć czy ta radość to nie jest tylko swego rodzaju "maska". Nikt nas nie zna. Jeżeli tłumimy nasze emocje musimy się ich jakoś pozbyć, a jak wiadomo-ból fizyczny zwalcza ból psychiczny.
Ja nie tnę się już od dłuższego czasu i wątpię że miałabym to robić w przyszłości. A przynajmniej w tak dużym stopniu jak kiedyś. Cóż, kończę bo mam masę nauki i minimum entuzjazmu. Spokojnej nocy (:

wtorek, 18 września 2012

Wtorek.

Mam wybór.
Mam wybór, ale zachowuję się tak, jakbym go nie miała. Jakby ciążyło nade mną fatum. Cokolwiek zrobię i tak będzie źle. Jak zwykle, chwila stania w miarę prosto, by za chwilę znowu było chyc o podłogę.A tak dobrze mi szło. No nic. Wstajemy, otrzepujemy spodnie w rozmiarze XXXXXXXXL i idziemy dalej.
Zjadłam dzisiaj dużo. Śniadanie kulturalnie, obiad też, ale ktoś MUSIAŁ przywlec do domu moją ulubiona przekąskę. Chipsy.I położyć je u mnie w pokoju.
Okej, kupcie sobie, schowajcie i zjedzcie jak nie widzę. Nic mi do tego. Ale no żeby być tak chamskim i robić mi takie rzeczy? I to własna matka!Kogo ja oszukuję. Kocham chipsy, mogę zjeść tonę chipsów bo są pyszne i fajnie chrupią. Ale nie mogę ich jeść ponieważ JESTEM NA DIECIE. A dieta to taki stan umysłu w którym nawet najmniejsza pokusa może zrujnować wszystkie starania. Tak oto się mieszka w domu grubasów.
Reszta dnia, okej. W szkole wiadomo, ładni chłopcy olewający mnie że aż miło i chude dziewczyny patrzące na mnie z politowaniem. Normalka. Ćwiczyłam rano, tańczyłam po południu i będę ćwiczyć przed snem.
Padam z nóg. Dobranoc.


poniedziałek, 17 września 2012

Poniedziałek.

Lubię poniedziałki. Są początkiem czegoś nowego.
Co ja zaczynam? Nowy etap. Całkowicie nowy etap swojej egzystencji. Jaka będę? Najlepsza.
Zdecydowanie najlepsza. Brylująca w towarzystwie, pełna odwagi, rozsądku i empatii. Wygadana, przebojowa, sympatyczna. Ludzie mają do mnie lgnąć jak muchy do otwartego słoiczka z dżemem malinowym. Po to tu jestem. By czynić świat wyjątkowym. 
Szczera? Tylko ze sobą. Ludzie kochają kłamstwa. Nie mogę ich pozbawiać tej przyjemności. Czymże jest życie bez nadziei i złudzeń? Niczym wartym zachodu. 
Muszę być perfekcyjna. To mój cel. Bez żadnych wad. Bez tłuszczu, bez niespodzianek na twarzy, bez zniszczonych włosów i rozmazanej kredki do oczu. 
A to ile brakuje mi do tej perfekcji to już zupełnie inna sprawa. 
Bądźmy pozytywni. Co z tego że czasem zawalamy? Nie liczy się ile razy upadamy, tylko ile razy wstajemy i idziemy dalej. 
Jutro praktycznie tylko 3 przedmioty. Wypadałoby wykrzesać z siebie resztki entuzjazmu i odrobić lekcje. Muszę bardziej przyłożyć się do języków obcych. 
Bilans na dziś? Zadowalający. W gruncie rzeczy nie przekroczyłam 500kcal, chociaż i tak wydaje mi się że zjadłam zbyt dużo. Właśnie popijam pyszną żurawinową herbatkę. Zrobiłam 3 kilometry rowerem, ćwiczyłam rano  i mam zamiar ćwiczyć przed snem.

                             "-Dokąd, panienko?
                               -Do gwiazd... "  

sobota, 15 września 2012

.

Nowa zasada! Od dzisiaj chodzę spać o godzinie 22 i nie ma zmiłuj. Mogę wstawać nawet o 4 rano, ale mam o 22 być w łóżku. W nocy pojawiają się najgorsze myśli, oczywiście związane z jedzeniem. Takie kuszące. Wyobrażam sobie jak schodzę na dół i jem coś pysznego. Dość tego. Nie wolno mi myśleć o jedzeniu. Muszę być chuda. Chuda, idealna, wyspana, z dobrymi stopniami, sukcesami towarzyskimi i gromadką adoratorów.
Nowa ja! oto nadchodzę.

(nagły przypływ motywacji zostawił na plaży mojego życia kilka nowych i jak najbardziej pozytywnych zasad)
 1. Każdy dzień zaczynam od śniadania, ćwiczeń i szklanki wody.
 2. Nie mam czasu na jedzenie. Jestem zajęta. Muszę się uczyć, muszę ćwiczyć, muszę być idealna.
 3. Dbam, przejmuję się i rozmawiam z moim wrzosem Kacprem. Wczoraj kupiłam w Tesco wrzos. Dałam        
     mu na imię Kacper, bo ładne imię.
 4. Noc jest od tego żeby spać i pisać bloga, nie żeby jeść i uczyć się.
 5. 30 minut na dworze dziennie, codziennie. (nie, dojście i przyjście do szkoły się nie liczą)
 6. Szpagat! Zaczynamy na nowo. Do końca października jestem rozciągnięta do granic możliwości.
 7. Więcej pisania i więcej myślenia.
 8. Zakaz używania prostownicy!
 9. Przyjemność i czerpanie radości z diety.
10. Absolutne zero uczuć, za to dużo, dużo grania. Jestem taaaka szczęśliwa i pełna optymizmu, że to aż              
      nielegalne.

Nowe cele:
Najważniejszy cel: Do końca września widzę mniej niż 60kg.


  1. 60kg
  2. 57kg
  3. 53kg
  4. 50kg
  5. 45kg
  6. 41kg
Idealne 41 kilogramy.

Sobota

Rozczarowanie.
Mimo, iż miałam nie robić sobie nadziei. To byłoby zbyt proste.
Głupia, głupia i na dodatek gruba ja i moje jakże genialne pomysły. Ale przynajmniej przestałam żyć złudzeniami. Jeden plus.
Myślałam że A. jest wolny. Jak zwykle, źle myślałam. Zawsze myślę źle, a potem mam do siebie pretensje.
Po prostu cholernie brakuje mi w życiu miłości, czy to aż tak wiele? Czemu nie urodziłam się piękna, szczupła, mądra i  n o r m a l n a? Życie zawsze takie jest? Po co w ogóle się wysilać, skoro i tak nic nie ma sensu?
Wszyscy trafimy w to samo miejsce, trzy metry pod ziemię. Mówiłam już rodzicom, że chcę być spalona i wsypana do oceanu, ale mnie wyśmiali. Z resztą, nawet gdybym umarła pochowaliby mnie pewnie na naszym lokalnym cmentarzu i byłabym zmuszona tkwić tam tak długo, aż moje ohydnie grube ciało zjedzą robaki.
Zawsze jest tak, że coś sobie wyobrażam, a potem nadchodzi otrzeźwienie. Szara rzeczywistość.
Jestem już duża powinnam potrafić żyć bez złudzeń. Czemu muszę być taką cholerną romantyczką. Idiotka ze mnie. Wierzyłam że mój książę powrócił i zabierze mnie stąd na swoim czarnym motorze. Głupia, gruba, gruba. Za gruba, żeby ktokolwiek nawet pomyślał o mnie w sposób.. miły. Taki jak chłopak myśli o dziewczynie którą lubi.
Nigdy nikt mnie nie pokocha, kiedy to w końcu do mnie dotrze. Kiedy pozbędę się tych cholernych nadziei?
Jestem głupia, słaba i gruba. Za gruba.
Ważę 62 kg przy wzroście 164cm. Byłam, jestem i już zawsze będę gruba. Nikt nigdy nie powie mi, że dobrze wyglądam, albo że schudłam, albo że cokolwiek.
Dzisiaj zjadłam już 3 małe brzoskwinie i jajecznicę z jajka+białka z pieczarkami na maśle.
Jestem wybitnie beznadziejna.
Musze posprzątać w pokoju, odrobić lekcje i poćwiczyć.
http://www.youtube.com/watch?v=06VOMUQexj4&feature=related

piątek, 14 września 2012

Piątek.

Jestem świetną aktorką.
Siedzą we mnie dwie zupełnie inne osoby. Jedna rozentuzjazmowana, szalona i wesoła, za to druga spokojna i zamknięta w sobie. Ta pierwsza- zawsze w szkole, za to druga poza nią.
Jestem zmuszona ukrywać prawdę, prawdę o tym, że jestem zagubiona. Że sobie nie radzę, nie rozumiem wielu rzeczy i prawdę mówiąc niszczę samą siebie. Po co to robię?
Głoduję dla perfekcji.
Dla spodni w rozmiarze 32 i prześwitującej koszulki. Dla bikini bez ramiączek, dla komplementów i dla miłości.
Jestem taka naiwna. Jakaś cząstka mnie wierzy w to, że kiedy będę chuda, będę w jakiś sposób lepsza niż teraz. Pf. I tak nikt nigdy mnie nie pokocha. Nie mojej skorupki, tylko tego co jest w środku. Prawdy.
Tyle, że nikt nie może poznać prawdy.
 I oto błędne koło się zamyka.
Zresztą, nawet jeśli ktoś miałby kochać skorupkę- ona też nie jest przecież idealna, nie? Dużo za głośna, zbyt podekscytowana, dziecinna i tak daleka do perfekcji, jak to tylko możliwe.
No nic, dzisiejszy dzień, jeden z wielu. Z dni tak licznych, lecz dokładnie takich samych. Sny i jawa przeplatają się przez siebie dając tylko urywki rozmów i momenty warte zapamiętania. Ile takich momentów było dzisiaj? Dwa. Tak, mogę powiedzieć że dwa. Hm, a jeśli się zastanowić, to znalazłby się nawet trzeci.
Pierwszy: Pan A. Szłam z koleżanką, on szedł z kolegami. Przeszedł a koleżanka do mnie, ze powiedział mi hej. Ja takie wtf, serio? Utrata świadomości w biały dzień. Potem się jeszcze na mnie popatrzył.2 razy. Piszę jak zakochana gimnazjalistka. Jestem wybitnie żałosna.
Chciał być miły, wymsknęło mu się, chciał się ze mnie pośmiać. Powodów może być wiele, jednak na pewno nie są one związane z tym, że on coś do mnie ma. Niby sentymenty, no ale proszę. Wyglądam jak ziemniak.
Drugi: Mamy w szkole ślicznego chłopaka. Długie blond włosy i niebieskie oczy. Szarpałabym jak reksio szynkę, ale wiem, wiem, że nie mam szans. On chodzi do 3 klasy i wygląda jak grecki adonis. W każdym razie jest dziewczyna w mojej klasie której on też się podoba. Nogi do nieba i ogólnie figura sportowca. Wkurzała się o to, że także uważam że jest uroczy. Tak wiec dzisiaj kulturalnie ją zaczepiłam i powiedziałam, że ona i jej "surfer", bo tak go nazywa, bardziej pasuje do niej, niż do mnie:) Chodziło o to, że on surfowałby sobie na desce, a ona grała na plaży w siatkówkę. Wypowiedź zadowalająca, przyjaźń zdobyta. Jak chcę potrafię być przekonująca.
Trzeci: ten bardziej ze snu niż z jawy.Byłam w jaskini w której zaczęły pojawiać się ametysty.Zaczęły się po prostu wyrastać z ziemi w formie kryształów. Uroczy sen.

Co do bilansu- niezbyt zadowalający. Poza malinami i winogronami zjadłam mini pączka,3 czekoladki kinder i pół kinder bueno :<
Postaram się jutro to nadrobić. Branoc :3

czwartek, 13 września 2012

Czwartek.

Bywają dni, kiedy jest w porządku.

Wstałam z rana, nie ćwiczyłam, ponieważ bym się nie wyrobiła. Nie za bardzo pamiętam drogę na pociąg, a potem do szkoły. Dziwne. Na śniadanie zjadłam 1/4 lub nawet mniejszą część jabłka, reszta wylądowała w kartoniku po butach. Pójdę to później wyrzucić. Mieliśmy tylko 5 lekcji. Wow.

Zaczęłam cieszyć się z byle czego i podniecać wszystkim i wszystkimi.  Hm, taka jestem. Podekscytowana. Po prostu szczęśliwa, paplająca o niczym uśmiechająca się i słuchająca komplementów na temat swoich zębów. Yeah, moje zęby są chyba jedyną częścią mnie której nie można nic zarzucić. Strasznie zmęczyłam się na wf 'ie także po cichu liczę, że coś zleci z wagi. Mieliśmy tzw. apel porządkowy i mogłam 30 min bezkarnie gapić się na A.
A. to osoba, a właściwie chłopak, z którym tak jakby.. ee.. bardzo przyjaźniłam się w przedszkolu. Pamiętam jak dawał mi pierścionki z gum i ogólnie do mnie zarywał *.* Całą podstawówkę i gimnazjum się nie widzieliśmy, bo on mieszka jakieś 20-30 km ode mnie. A tu nagle idziemy do tego samego liceum. No i ten.. tak jakby wyprzystojniał.
Cóż ze mnie za nieuleczalna romantyczka.
Z pewnością umrę młodo.
Cóż on w każdym razie jest z tych "Mam I phone'a, laski wieszają mi się na szyję jak pchły pod obrożę, jestem pewny siebie, mam wszystko czego dusza zapragnie i ogólnie ociekam zajebistością-a raczej : Zajebistość ocieka mną"
Nie no, przesadzam, jestem zazdrosna bo niektórzy ludzie mają I'phone'y i inne fajne rzeczy a ja nie.
Okej z opisem charakteru też przesadziłam. On jest fajny. I miły. I sympatyczny. Niestety, nie mówię tego w swoim imieniu, bo przecież kto zawracałby sobie głowę swoją "pierwszą dziewczyną" która od czasu, gdyśmy się ostatni raz widzieli przytyła z 40 kilo.
No nic, jestem w szkole po to żeby się uczyć, a nie żeby ktoś mnie kochał. Nie zasługuję na miłość, jestem gruba, brzydka i nie mam w głowie takiego czegoś, co mówi ci kiedy masz się zamknąć. Zrażam do siebie ludzi, jestem głośna, dziwna i ogólnie zjebana   zepsuta na każdej płaszczyźnie. Chyba zostało mi już tylko pogodzić się z myślą, że nikt mnie nigdy nie pokocha. Przynajmniej nie narażę się na rozczarowanie.
Roz- czarowanie.Pozbycie się resztek złudzeń o istnieniu magii.
Nie jadłam nic chyba do 16. Zeszłam na dół, zrobiłam sobie szklankę rosołu z kostki, zjadłam jedno kopytko bez cukru i 1/3 miseczki musu jabłkowego. Około godziny temu poszłam na maliny i winogrona, potem zjadłam jeszcze 2 saszetki vibovit'u. Jakby to miało zapewnić mi dzienną dawkę witamin i innych takich. Jestem żałosna.
Mieliśmy dzisiaj ważenie i mierzenie w szkole. 62,5/164. Pięknie, kurwa kurczę, pięknie.
Ładnie się zapuściłam, nie ma co.
No nic, potem 2 godziny chodzenia po mieście z ciężką torbą i pretensje mamy po powrocie do domu, bo zamiast kupić sobie jakiś ciuch, but, czy cokolwiek wydałam 200zł na książki do szkoły. Nie rozumiem ludzi którzy mają się za moich rodziców.

Dobra, publikuję, bo nie skończę.









środa, 12 września 2012

Środa


Więc.
Jestem głodna.

Wstałam o 5:20. Od razu pobiegłam do łazienki. Tak to jest, kiedy pije się ponad litr zielonej herbaty na noc. Wiem, że robiłam brzuszki, jednak nie pamiętam ile. Potem wymachy nogami, rozciąganie, ogólnie ćwiczenia. Na śniadanie wypiłam herbatę. Pierwszy raz byłam gotowa do 7:15 i chyba pierwszy raz nikt na mnie rano nie krzyczał. Oczywiście zostałam zwyzywana przez brata, jednak nic nie mogło zepsuć mi nastroju. W końcu : Wow, ominęłam już dwa posiłki! W szkole czas minął mi dość szybko. Nie dostałam z bara od N. (długa historia, nienawidzi mnie).Niestety przed jej pogardliwym spojrzeniem nie mogłam się nijak ustrzec, ale pocieszyłam się myślą, że jest tak samo gruba jak ja. Hm, nie wiem.. teraz wydaje mi się że jest chudsza.. cóż, ale ja przynajmniej robię coś żeby być tą najchudszą, a ona nie.
W domu zjadłam trochę malin i winogron, oraz 1/8 grapefruita. A i do tego 2 saszetki vibovitu junior na sucho. Potem poszłam spać i właśnie przed chwilą wstałam. Teraz zostaje mi umyć się, odrobić lekcje, zrobić wieczorne ćwiczenia i znowu iść spać.

W naszej szkole są chłopcy. Po ekskluzywnym ogólniaku tylko dla bananów z Iphone'ami, Ipod'ami, i Ichujwiecojeszcze spodziewałam się nerdów z pryszczami, i okularami. I tu nagle zaskoczenie: w mojej szkole są ładni chłopcy( mówię chłopcy, chłopaki, czy chłopacy jest mainstreamowe :3). Tak, wiem nie powinnam oceniać ludzi po wyglądzie, bla bla bla. Ale ja po prostu stwierdzam fakty. Także jest przynajmniej na kim zawiesić oko, o kim pomyśleć i kogo sobie wyobrazić niosącego cię jak zemdlejesz z wycieńczenia. I własnie w ten sposób będzie wyglądała moja "znajomość" z ładnymi chłopcami w tej szkole. Któż by przecież marnował czas na jakąś grubą pierwszoklasistkę? No właśnie.

Chyba pierwszy raz od kilku miesięcy czuję się wolna. Całkowicie wolna, bez żadnych wspomnień, bez żadnych uczuć. Jak to się mówi "co z oczu to z serca". I chyba jest w tym trochę racji. Nareszcie mam to czego mi było trzeba: wolność.

Zaczynam od zera, dążąc do zera.






 

wtorek, 11 września 2012

Wtorek.

Hej, pamiętacie mnie? Pójdę do piekła.
Pytanie nr 1. Dlaczego, do jasnej <osoby lekkich obyczajów> jestem tak wybitnie niekonsekwentna? Z czego to <...> wynika? O, zwalmy to na znak zodiaku, cyfrę życiową, jeden <...>. Nie przeklinam, nie ważne. Szczyt niekonsekwencji został osiągnięty. Ponieważ moje wybujałe ego uznało, że 20kg mniej czy więcej nie robi różnicy, bo przecież z nadwagą czy bez i tak jestem zajebista (nie, to nie przekleństwo).
Tak więc dieta kopenhaska poszła się.. ym.. bujać, a zastąpiło ją to co tak uwielbiam, czyli jedzenie. Dużo, dużo, dużo jedzenia. Wszędzie jedzenie. Dzisiaj dajmy na to. Wstałam sobie, przed szóstą. Poleżałam, pomyślałam, zamiast stoczyć się z łóżka i zacząć robić te <...> brzuszki, czy cokolwiek. Nie, bo <tutaj miejsce na miliard wymówek>. Tak wiec podreptałam sobie do kuchni. Wzięłam sobie gratkę. Taki mały jogurcik. I małe jabłuszko. I łyżeczkę otrębów owsianych, bo mają błonnik i nie będę głodna. Ile to mogło mieć? 150kcal. 150kcal na samo śniadanie. Do tego zielona herbatka, którą zaczęłam ostatnimi czasy nałogowo pić. Tak więc dziecko grzecznie zjadło, oczywiście "za mało" ale zjadło. Dziecko się umyło, ubrało, pomalowało i uczesało, przeczytało horoskop, puściło wesołą muzyczkę i szczęśliwie pojechało z mamusią na pociąg. Około 14 czas na coś dobrego. Tak wiec zjadłam batonika "nesquik" czy coś w ten deseń. Strzelam że 120 kcal to mogło mieć. O ile nie więcej. Tak, cóż, po powrocie do domu.. hm. Trzy czekoladki kinder, takie małe, <...> wie ile kalorii każda. I trochę ryżu, to będzie z 50. I tymbark i soczek z rurką.. a potem 2 paczki laysów cebulkowych i brzoskwinia. I na tym koniec. Tata przyjechał do domu po 2 tygodniach, pospał z 3 godziny i musiał wracać do pracy i zrobiło mi się go szkoda :< Tak więc, żeby nie wyjść na przemądrzałe, pseudo inteligentne, samolubne, narcystyczne i wredne dziecko, za które jestem oficjalnie w domu uważana, postanowiłam ze "chociaż ten jeden raz" pomyślę o kimś innym i zrobię tacie kolację. Przy okazji miałam zrobić ją sobie, tak więc. 6 (słownie sześć) kromek białego chleba+margaryna+cebula+kiełbasa+koncentrat+ser i do piekarnika na jakiś tam czas. I tak siedzę, myślę i nagle tak sama z siebie zaczęłam śpiewać "coruage". Śpiewam śpiewam, poszłam do góry, rodzice mają problemy, poszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam sobie rekreacyjnie płakać. Chyba bez jasno sprecyzowanego powodu. A nie, był powód. Nikt, nikt, nikt mnie nie zauważa. "Jak tam kochanie w nowej szkole" "Masz już jakiś kolegów". W życiu. Nie w tym domu. Ponieważ jestem robotem, bez uczuć, bez własnego zdania, sprzątającym po sobie, odrabiającym lekcje po powrocie ze szkoły i zajmującym się bratem. Mój pokój- moja sprawa. Co z tego, że nie jest posprzątane. Przynajmniej widać, że mieszka tu ktoś kto ma duszę. Ale nie, bo któż zadałby sobie trud przejmowania się duszą własnego dziecka. A teraz wybaczcie, idę zająć się moim kochanym słodkim braciszkiem, który wyzywa mnie od różnych takich, kopie i ogólnie po prostu nie szanuje. Ba, bezcześci. (yeah, +30 do ego).
Okej, najgorsze i najbardziej frustrujące. Ojciec nie zjadł moich zapiekanek. Powód: cebula byłą niedopieczona. Wniosek: nasze dziecko jest beznadziejne, szkoda że aborcja nie jest legalna po 16 roku życia płodu, to byśmy się pozbyli problemu. Jedną zapiekankę zjadła babcia, Tatuś wymęczył jedną, cztery wylądowały w piecu zawinięte w gazetę.To znaczy: rano nie będę głodna, ponieważ zjadłam aż 4 zapiekanki i kupie sobie coś w szkole, jak zgłodnieję.
Ave i do przodu. Trzeba odrobić matmę, a toż to już po dwudziestej trzeciej, nie wyśpię się, rano trzeba do szkoły wstać, będę niewyspana. Tak, bo kogoś to obchodzi.