czwartek, 10 grudnia 2015

1.72 Czwartek

Słuszną decyzję podejmujesz wtedy, gdy wybierasz to, czego chcesz najbardziej. 


 Ha! Pewnie się tego nie spodziewaliście, co? Oto jestem, wracam z podkulonym ogonem kolejny raz, pełna nadziei, że tym razem mi się uda. Nie pamięta, kiedy ostatnio pisałam, ale o pewnie było to wieki temu. Ostatnio coraz częściej myślałam o powrocie na bloga, tzn chciałam w sumie założyć nowego i zacząć z czystym kontem, ale mam dwa powody, dla których zostaję tu, gdzie byłam. Pierwszy i prawdziwy jest taki, że nie jestem w stanie wymyślić mojej nowej internetowej osobowości, która byłaby tak spektakularna jak Anastazja Vandie, a drugi, wymyślony, ale bardzo ładnie brzmiący, to fakt, że na tym blogu zapisana jest spora część mojej przeszłości i nie mogę się jej wyrzec, chociaż czasami czytając bloga śmieję się z tego, jaka byłam głupia.
 Nic się u mnie nie zmieniło, nadal nienawidzę siebie i życia, ale przynajmniej na tę chwilę podchodzę do tego dość chłodno i cynicznie(jestem po dwóch kawach). Za nieokreśloną ilość czasu moja postawa się zmieni i będę małą przestraszoną dziewczynką, której nikt nie chce i nie kocha, ale to jeszcze nie teraz. Pewnie zastanawiacie się, jak sobie radzę w życiu. Już opowiadam. Po pierwsze zostałam prawdziwą studentką i mieszkam sobie w Sopocie. W tygodniu nie robię zupełnie nic, poza chodzeniem na obowiązkowe zajęcia. Odkąd tu jestem snuję plany na temat tego, jak super byłoby zapisać się na siłownię, czy zaangażować w cokolwiek, ale na tę chwilę nie jestem w stanie wykrzesać z siebie ani krzty entuzjazmu. To nie przez pogodę, tylko przez depresję. Nie myślałam o leczeniu. Mam zmienne nastroje. Nie tnę się, żeby nie denerwować rodziców. Nie zabiłam się jeszcze również z tego powodu. Przykro mi to mówić, ale właśnie teraz, na studiach, poczułam jak bardzo nie pasuję do świata. Normalne funkcjonowanie jest poza moim zasięgiem. Względem nowo poznanych osób zachowuje się jak socjopatka. To znaczy udaję. Po prostu udaję wszystko. Nie umiem sobie z tym poradzić. W ogóle przestałam sobie z czymkolwiek radzić. Nikt nie widzi tego, że opowiadając żart mam przed oczami wizję podcinania sobie żył. Oni nie chcą tego widzieć, chcą być normalni, po studiach znaleźć pracę i założyć rodzinę. Ja niestety nie chcę być normalna i nie mam zamiaru harować przez następne 40 lat i to jest mój problem. Nienawidzę dorosłości. Chciałabym w końcu dojrzeć i przejąć kontrolę nad swoim życiem, wymyślić sobie jakieś cele, marzenia, może mieć zasady, może zakochać się w odpowiedniej osobie, może zrobić coś, na co nigdy nie miałam odwagi... To wszystko jest na razie poza moim zasięgiem. Nie umiem wymienić żadnego powodu, dla którego chciałabym dalej żyć. Jestem po prostu pustką. Chciałabym czymś się wypełnić, ale nie mam pojęcia co będzie najlepsze i jednocześnie nie potrafiłabym zadowolić się po prostu czymkolwiek. Może to tylko taki przejściowy okres. Mam nadzieję.

 Słuchajcie, postanowiłam po raz kolejny się odchudzać! Chcę ważyć 50kg, czyli do zrzucenia mam, hmm 18? Ostatnio coraz bardziej przypominam pulpeta i w ogóle nie mam energii. Warto będzie pogłodzić się przez jakiś czas, tylko żeby to zrobić, muszę być silna. Później napiszę więcej (mam nadzieję), póki co trzymajcie się chudo!