wtorek, 30 czerwca 2015

1.69

Tańczyłem z kilkoma dziewczynami przypadkowymi, a potem z Tobą i przypadkowość skończyła się, bo przecież my byliśmy tamtej nocy umówieni od lat.

 Moja dusza jest niebieska. Za godzinę wyjdę z domu, pójdę na pociąg, pojadę do szkoły i dowiem się, czy zdałam maturę, czy nie. Myśli chyba mnie już nie paraliżują. Wydaje mi trochę się ostatnio ogarnęłam. Nie tnę się. Chyba. To znaczy mam na ręce świeżo zagojone blizny, ale to dlatego, że kolega pokazywał mi na imprezie, jak mocno boli robienie tatuażu. Żeby nie było, też pokazałam mu coś w stylu "jak bardzo boli", tyle że rozcięłam mu centralnie skórę na głębokość kilku milimetrów. Ten kolega to pan Ł. Nie znamy się za dobrze, ot kolega, który potrafi wypić więcej wódki niż sam waży i mimo wszystko trzymać się w pionie.
 Przed chwilą wróciłam z całonocnej imprezy. Wykąpałam się i umyłam zęby. Jest mi dziwnie, mam nadzieję, że nie mam rozkurwionych źrenic. W nocy dali mi amfetaminę, a potem jeszcze raz. Chyba jestem odwodniona. Czy na pewno wszystko jest u mnie w porządku? Sama zadaję sobie to pytanie. Nie wiem, kurwa, nie wiem. Żyję, oddycham. Jak już pisałam, trzymam się. W tym sensie, że nie mam już prawie myśli samobójczych. Nie mam tych "złych dni", kiedy myślę o tym, jaki świat jest beznadziejny. Nabrałam dystansu, dorosłam. A może zdziecinniałam. Zarabiam zbierając truskawki, a pieniądze przeznaczam na alkohol i narkotyki. Czy czuję ból? Na pewno nie taki jak wcześniej. Ten jest rzeczywisty, skoncentrowany jak zwykle gdzieś w okolicach płuc, ale nie na tyle silny, by nie pozwalać mi funkcjonować. Zapominam o nim kiedy wychodzę. Kiedy piję, palę. Nie wiem, skąd się bierze, nie znam jego źródła. Już chyba nie chodzi o chłopaków. Nie chodzi o wygląd. W lustrze widzę obcą osobę. Prostuję włosy, za często. Musze kupić sobie odżywkę. Muszę zrobić makijaż i za chwilę być gotowa do pójścia po te wyniki. Nie powinnam się bać. Nie mogę się bać, bo strach oznacza słabość, a ja nie jestem słaba. Jestem w stanie wyciągnąć koleżance pająka z włosów, na pewno nie jestem słaba. Jestem odważna. Jestem mądra. Chcę do trzydziestki zarobić pierwszy milion. Matura to tylko formalność. Tego, co zdobyłam włócząc się po tych wszystkich imprezach, żadna szkoła nie jest w stanie mi zapewnić. Znajomości.
 40 minut do wyjścia. Nic nie jadłam. Musze wysuszyć grzywkę i zrobić makijaż. Jest ciepło, najwyżej ściągnę żakiet. Muszę pamiętać o kremie z filtrem i kupieniu nowych spodni na dupę. I płynie do soczewek. Jak to miło jest mieć czasem coś do załatwienia, zamiast siedzieć tylko w łóżku i myśleć. Ostatnio myślę dużo, ale staram się nie używać słów.
 W ogóle, dużo zmieniło się w moim myśleniu. Kiedyś byłam pewna, że to ja odstaję od reszty, że jestem popierdolona i powinnam się leczyć. A tu niespodzianka, przecież to normalne, że ludzie mnie nie rozumieją, w końcu znacznie przewyższam ich inteligencją. Nie wszystkich oczywiście, ale większość. Ludzie na moim poziomie mnie rozumieją, po prostu. Rozmawiam. Mówię ludziom różne rzeczy o sobie i o świecie, a potem oceniam ich odpowiedzi pod względem logiki. Uważam, że negatywne komentowanie czyjegokolwiek wyglądu jest absolutnie nietaktowne i świadczy wyłącznie o kompleksach mówiącego. Koledzy mówią mi, że jestem gruba, ale walić to. Nie jestem obiektem seksualnym. W sumie, nawet gdybym schudła i tak bym nie była. Za 15 minut wychodzę.
 Miłość do K. przeszła mi po... pół roku? Słabo. Widać nie jestem zbyt stała w uczuciach. Niby dobrze, że sobie odpuściłam, ale czy prawdziwą miłość można sobie odpuścić? A jeśli nie była to prawdziwa miłość, to czym było to uczucie? Byłam naprawdę pewna, naprawdę dużo cierpiałam, a teraz wszystko odeszło jak sen. Może to ja śnię, kiedy kocham, bo moja miłość jest irracjonalna. Nie ma prawa bytu w rzeczywistym świecie. Moja miłość jest wymyślona, zaraża mój jasny zwykle umysł, sprawia, że brakuje mi tlenu. Nie mogę kochać już nigdy, bo moja miłość prowadzi tylko do rozczarowań. Musze opanować moje idiotyczne wymysły, zanim TO zajdzie za daleko. Swoją miłością tylko niszczę. Jestem destruktywna, jestem zbyt smutna, by ktoś mógł mnie pokochać. Po prostu muszę sobie odpuścić, bo chyba tylko to dobrze mi wychodzi. Po tylu latach doświadczenia..

Sto dwunasty raz słucham Bring Me The Horizon - "Deathbeds". Nie pamiętam, o czym dokładnie jest, pewnie o miłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz