czwartek, 13 września 2012

Czwartek.

Bywają dni, kiedy jest w porządku.

Wstałam z rana, nie ćwiczyłam, ponieważ bym się nie wyrobiła. Nie za bardzo pamiętam drogę na pociąg, a potem do szkoły. Dziwne. Na śniadanie zjadłam 1/4 lub nawet mniejszą część jabłka, reszta wylądowała w kartoniku po butach. Pójdę to później wyrzucić. Mieliśmy tylko 5 lekcji. Wow.

Zaczęłam cieszyć się z byle czego i podniecać wszystkim i wszystkimi.  Hm, taka jestem. Podekscytowana. Po prostu szczęśliwa, paplająca o niczym uśmiechająca się i słuchająca komplementów na temat swoich zębów. Yeah, moje zęby są chyba jedyną częścią mnie której nie można nic zarzucić. Strasznie zmęczyłam się na wf 'ie także po cichu liczę, że coś zleci z wagi. Mieliśmy tzw. apel porządkowy i mogłam 30 min bezkarnie gapić się na A.
A. to osoba, a właściwie chłopak, z którym tak jakby.. ee.. bardzo przyjaźniłam się w przedszkolu. Pamiętam jak dawał mi pierścionki z gum i ogólnie do mnie zarywał *.* Całą podstawówkę i gimnazjum się nie widzieliśmy, bo on mieszka jakieś 20-30 km ode mnie. A tu nagle idziemy do tego samego liceum. No i ten.. tak jakby wyprzystojniał.
Cóż ze mnie za nieuleczalna romantyczka.
Z pewnością umrę młodo.
Cóż on w każdym razie jest z tych "Mam I phone'a, laski wieszają mi się na szyję jak pchły pod obrożę, jestem pewny siebie, mam wszystko czego dusza zapragnie i ogólnie ociekam zajebistością-a raczej : Zajebistość ocieka mną"
Nie no, przesadzam, jestem zazdrosna bo niektórzy ludzie mają I'phone'y i inne fajne rzeczy a ja nie.
Okej z opisem charakteru też przesadziłam. On jest fajny. I miły. I sympatyczny. Niestety, nie mówię tego w swoim imieniu, bo przecież kto zawracałby sobie głowę swoją "pierwszą dziewczyną" która od czasu, gdyśmy się ostatni raz widzieli przytyła z 40 kilo.
No nic, jestem w szkole po to żeby się uczyć, a nie żeby ktoś mnie kochał. Nie zasługuję na miłość, jestem gruba, brzydka i nie mam w głowie takiego czegoś, co mówi ci kiedy masz się zamknąć. Zrażam do siebie ludzi, jestem głośna, dziwna i ogólnie zjebana   zepsuta na każdej płaszczyźnie. Chyba zostało mi już tylko pogodzić się z myślą, że nikt mnie nigdy nie pokocha. Przynajmniej nie narażę się na rozczarowanie.
Roz- czarowanie.Pozbycie się resztek złudzeń o istnieniu magii.
Nie jadłam nic chyba do 16. Zeszłam na dół, zrobiłam sobie szklankę rosołu z kostki, zjadłam jedno kopytko bez cukru i 1/3 miseczki musu jabłkowego. Około godziny temu poszłam na maliny i winogrona, potem zjadłam jeszcze 2 saszetki vibovit'u. Jakby to miało zapewnić mi dzienną dawkę witamin i innych takich. Jestem żałosna.
Mieliśmy dzisiaj ważenie i mierzenie w szkole. 62,5/164. Pięknie, kurwa kurczę, pięknie.
Ładnie się zapuściłam, nie ma co.
No nic, potem 2 godziny chodzenia po mieście z ciężką torbą i pretensje mamy po powrocie do domu, bo zamiast kupić sobie jakiś ciuch, but, czy cokolwiek wydałam 200zł na książki do szkoły. Nie rozumiem ludzi którzy mają się za moich rodziców.

Dobra, publikuję, bo nie skończę.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz