wtorek, 11 września 2012

Wtorek.

Hej, pamiętacie mnie? Pójdę do piekła.
Pytanie nr 1. Dlaczego, do jasnej <osoby lekkich obyczajów> jestem tak wybitnie niekonsekwentna? Z czego to <...> wynika? O, zwalmy to na znak zodiaku, cyfrę życiową, jeden <...>. Nie przeklinam, nie ważne. Szczyt niekonsekwencji został osiągnięty. Ponieważ moje wybujałe ego uznało, że 20kg mniej czy więcej nie robi różnicy, bo przecież z nadwagą czy bez i tak jestem zajebista (nie, to nie przekleństwo).
Tak więc dieta kopenhaska poszła się.. ym.. bujać, a zastąpiło ją to co tak uwielbiam, czyli jedzenie. Dużo, dużo, dużo jedzenia. Wszędzie jedzenie. Dzisiaj dajmy na to. Wstałam sobie, przed szóstą. Poleżałam, pomyślałam, zamiast stoczyć się z łóżka i zacząć robić te <...> brzuszki, czy cokolwiek. Nie, bo <tutaj miejsce na miliard wymówek>. Tak wiec podreptałam sobie do kuchni. Wzięłam sobie gratkę. Taki mały jogurcik. I małe jabłuszko. I łyżeczkę otrębów owsianych, bo mają błonnik i nie będę głodna. Ile to mogło mieć? 150kcal. 150kcal na samo śniadanie. Do tego zielona herbatka, którą zaczęłam ostatnimi czasy nałogowo pić. Tak więc dziecko grzecznie zjadło, oczywiście "za mało" ale zjadło. Dziecko się umyło, ubrało, pomalowało i uczesało, przeczytało horoskop, puściło wesołą muzyczkę i szczęśliwie pojechało z mamusią na pociąg. Około 14 czas na coś dobrego. Tak wiec zjadłam batonika "nesquik" czy coś w ten deseń. Strzelam że 120 kcal to mogło mieć. O ile nie więcej. Tak, cóż, po powrocie do domu.. hm. Trzy czekoladki kinder, takie małe, <...> wie ile kalorii każda. I trochę ryżu, to będzie z 50. I tymbark i soczek z rurką.. a potem 2 paczki laysów cebulkowych i brzoskwinia. I na tym koniec. Tata przyjechał do domu po 2 tygodniach, pospał z 3 godziny i musiał wracać do pracy i zrobiło mi się go szkoda :< Tak więc, żeby nie wyjść na przemądrzałe, pseudo inteligentne, samolubne, narcystyczne i wredne dziecko, za które jestem oficjalnie w domu uważana, postanowiłam ze "chociaż ten jeden raz" pomyślę o kimś innym i zrobię tacie kolację. Przy okazji miałam zrobić ją sobie, tak więc. 6 (słownie sześć) kromek białego chleba+margaryna+cebula+kiełbasa+koncentrat+ser i do piekarnika na jakiś tam czas. I tak siedzę, myślę i nagle tak sama z siebie zaczęłam śpiewać "coruage". Śpiewam śpiewam, poszłam do góry, rodzice mają problemy, poszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam sobie rekreacyjnie płakać. Chyba bez jasno sprecyzowanego powodu. A nie, był powód. Nikt, nikt, nikt mnie nie zauważa. "Jak tam kochanie w nowej szkole" "Masz już jakiś kolegów". W życiu. Nie w tym domu. Ponieważ jestem robotem, bez uczuć, bez własnego zdania, sprzątającym po sobie, odrabiającym lekcje po powrocie ze szkoły i zajmującym się bratem. Mój pokój- moja sprawa. Co z tego, że nie jest posprzątane. Przynajmniej widać, że mieszka tu ktoś kto ma duszę. Ale nie, bo któż zadałby sobie trud przejmowania się duszą własnego dziecka. A teraz wybaczcie, idę zająć się moim kochanym słodkim braciszkiem, który wyzywa mnie od różnych takich, kopie i ogólnie po prostu nie szanuje. Ba, bezcześci. (yeah, +30 do ego).
Okej, najgorsze i najbardziej frustrujące. Ojciec nie zjadł moich zapiekanek. Powód: cebula byłą niedopieczona. Wniosek: nasze dziecko jest beznadziejne, szkoda że aborcja nie jest legalna po 16 roku życia płodu, to byśmy się pozbyli problemu. Jedną zapiekankę zjadła babcia, Tatuś wymęczył jedną, cztery wylądowały w piecu zawinięte w gazetę.To znaczy: rano nie będę głodna, ponieważ zjadłam aż 4 zapiekanki i kupie sobie coś w szkole, jak zgłodnieję.
Ave i do przodu. Trzeba odrobić matmę, a toż to już po dwudziestej trzeciej, nie wyśpię się, rano trzeba do szkoły wstać, będę niewyspana. Tak, bo kogoś to obchodzi.







1 komentarz:

  1. Nas obchodzisz , mnie . Ja Cię zauważyłem . Jak na razie ja też nie jem najmniej .. niestety , ale wg mnie lepiej zmniejszać co tydzien np o 100 kcal , niż po dwóch dniach na 500 kcal rzucić się na jedzenie .
    Współczuję , mam podobnie . Powodzenia

    OdpowiedzUsuń