niedziela, 11 listopada 2012

Sobota.

Życie- robię to źle.

 Czytam Wasze blogi i dochodzę do wniosku, że jestem beznadziejna w tym, co robię. Czyli właściwie w niczym, bo nic nie robię Ćwiczę raz na ruski rok, a to co zleci mi z wagi przez tydzień odrabiam w weekend. I tak w kółko i w kółko. Ale co ja mogę. Nie jestem silna, ani uparta, ani zawzięta, nie mam motywacji, nie mam celów. Jestem pusta.
Jedyne co mi pozostało to wsłuchiwać się w pustkę mojej duszy przed zaśnięciem. To takie żałosne. Chyba wyłączyło się coś we mnie. Jakaś cząstka odpowiedzialna za rozumienie, albo analizowanie, albo ogólnie myślenie. Niby słyszę ale nie ale po paru sekundach nie mam pojęcia co ktoś do mnie mówił. Czytam, ale i książki i Wasze blogi nawet do mnie nie docierają. Jakby były tylko zlepkiem liter, a nie myślami prawdziwych ludzi. Nie mogę się skupić. Nie potrafię wymienić tego co dzisiaj zjadłam. Zapomniałam już nawet mojego starego życia, kiedy wszystko było normalne. Słucham piosenek których nie rozumiem, albo dźwięku deszczu. Nie wiem co mi się stało, naprawdę. Jesienna depresja? Wątpię. Ze wszystkich pór roku najbardziej umiłowałam właśnie ten czas, kiedy z drzew spadną już prawie wszystkie liście, ale jeszcze nie ma śniegu. Jest tak pięknie.
Jak zwykle w weekendy miewam sny. Tym razem bardzo dziwne i prawdziwe, ale nie realistyczne. Półświadome. Wcale nie jestem w nich mną. Sama już nie wiem kim jestem. Czy to już mój koniec? Nie widzę przed sobą nic. Moje wszystkie cele i marzenia z dnia na dzień przestały istnieć. Teraz pragnę już tylko zaszyć się w moim malutkim mieszkanku na poddaszu i czekać na pierwszy śnieg. Mam nadzieję że moje mieszkanko gdzieś tam jest, chociażby na końcu świata i na mnie czeka. Tak samo jak ja czekam na rozgrzeszenie za to, co mam zamiar zrobić. Ciekawe co jest po śmierci. Oby nie kolejne życie, nie zniosłabym go. Potrzebuję przerwy, albo końca, albo kogoś kto wyrwie mnie z tego stanu. Niech ktoś mnie obudzi, proszę, bo umrę, zanim zacznę żyć.

2 komentarze:

  1. Mam tak samo, mam nadzieję że to minie...nie wiem co Ci napisac bo ja sama ze sobą nie umiem sobie poradzić.

    Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jesteś sama, wiesz? Ja też czytając cudze blogi dochodzę do wniosku, że jestem raczej tłustym robalem, któremu dupy się ruszać nie chce, a nie żadnym motylkiem... Ech. Też czasem się rzucam na jedzenie, jakbym nagle zapomniała, o co walczę... Beznadzieja. Ale też kocham jesień i tą wieczorną ciemność i deszcz... no w ogóle... Wiesz o czym mówię ;) Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń