czwartek, 25 kwietnia 2013

Czwartek.

W bezsenne noce, takie jak ta, spójrz w niebo i przypomnij sobie wszystkie nasze sny. 


Muzyka skrapla się w powietrzu, a ja próbuję złożyć moje myśli w kilka zgrabnych zdań.
To nie tak, że się nie staram. Dni, w których się nie obżeram, w których bilans wynosi około 1000kcal, to dobre dni. Szczerze, ten tydzień był dobry. Potrafię biec już całe 50 min bez zatrzymania, umiem wstać o piątej rano i uważać na to, co jem. Nie jestem w stanie natomiast panować nad moją głupią zazdrością. Wszystkich, których kocham zamknęłabym najchętniej w klatce i trzymała pod łóżkiem.
Po kolei, zacznę może od bilansu.
W nocy: owsianka na wodzie+gorący kubek i pół bułki
Rano: dwie minikanapki warzywne
W szkole: jabłko i ciemna bułka, później nestea.
Obiad: fasolka, paczka sucharków
Podwieczorek: sucharki
Tyle tu tego. Zjadłam owsiankę w nocy, ponieważ położyłam się o 17 i wstałam o 24. To nie było mi potrzebne. Do tego śniadanie! Sałata pomidorki i rzodkiewki wyglądały tak apetycznie! Mama wepchała pewnie tonę margaryny pod spód, ale nie, nie zniechęciło mnie to. Przecież lubię być gruba, a kiedy mój przyjaciel wysyła mi zdjęcia siebie i swojej znajomej, pytając, czyż nie wyglądają razem uroczo, skaczę do nieba ciesząc się z jego szczęścia. Nie. Jedyne, co zrobiłam dzisiaj dobrze, to wyjście na mój stary, nie do końca napompowany rower i jeżdżenie nim od 16 do 20:30. To jedyne, co mi wyszło. Może jeszcze popołudnie w cukierni, gdzie zamówiłam tylko napój, podczas, gdy moje koleżanki jadły różne rzeczy. Postanowiłam wmawiać ludziom, że jestem uczulona na laktozę, bo weganizm jest taki be i jestem wariatką, jeśli nie piję mleka.
Dni stały się ciepłe, cycki wyszły na ulicę. Nie żebym się użalała, czy coś, ale no proszę, mam 17 lat, dwadzieścia niepotrzebnych kilogramów i TAM tyle co dwunastolatka. Nie fair, kurczę, po prostu nie fair!
Nie wejdę pod biurko i nie będę płakać. Nie wbiję sobie w rękę wszystkich ostrych rzeczy, które mam w domu. Nie wydłubię sobie szpiku łyżeczką. Nie wezmę wszystkich tabletek świata.
Mój przyjaciel może kochać kogo chce, pisać do kogo chce, robić sobie zdjęcia z kim chce, a mi chuj do tego. Tak bardzo chciałabym mieć go dla siebie i spędzać z nim czas. Ale wiem jak to by się skończyło. Gdyby on zaczął się mną interesować w "ten" sposób, ja stałabym się nagle suką i zniszczyłabym mu psychikę. Dobrze wiesz, Anastazjo, dobrze wiesz, bo zawsze tak robisz. Myślisz że tym razem będzie inaczej? Gdy tylko coś zaczyna być na rzeczy, niszczysz to. Taka jesteś.
Koniec tej pseudożyciowej sieczki. Jutro tylko 3 lekcje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz