środa, 8 maja 2013

Środa.

Lepiej bez celu iść naprzód niż bez celu stać w miejscu, a z pewnością o niebo lepiej, niż bez celu się cofać.

 Witajcie kochane :3
Od czego by tu zacząć. Od wczoraj. Wczoraj wstałam o piątej, umyłam włosy i zjadłam śniadanie: owsiankę(200) jabłko (80) i banana (80). Nie pamiętam, czy ćwiczyłam. Cały dzień spędziłam włócząc się bez celu po mieście i o 19 nie byłam już w stanie normalnie funkcjonować, bo byłam strasznie zmęczona. Na drugie śniadanie zjadłam deser lodowy ("weganka Anastazja", nie wiem co mi odbiło z tym deserem) który był ogromny, przepyszny i miał pewnie milion kalorii. No, ale cóż, zdarza się. Miałam i nadal mam po nim wyrzuty sumienia, ale stało się, czasu nie cofnę. Wyciągnęłam z tego naukę na przyszłość: następnym razem kiedy będę w cukierni zamówię gofra z owocami i orzechami, żeby po zjedzeniu nie mieć myśli samobójczych. Na lunch zjadłam jaroszkę(bułkę z surówką), która też była kaloryczna(białe pieczywo i sos!) ale nadal lepsza od deseru i wszystkiego innego, co mogłabym dostać w pizzerii. Tą jaroszką byłam najedzona praktycznie do końca dnia. Ominęłam więc obiad, a potem zjadłam już tylko banana i jabłko. Przed snem zrobiłam kilka ćwiczeń wzmacniających i rozciągających, bo byłam zbyt zmęczona, by myśleć o bieganiu.
Dzisiaj przyjeżdża do mnie przyjaciółka i będzie u mnie aż do jutra. Muszę jeszcze posprzątać i umyć włosy.
 Właśnie dotarło do mnie, jaką idiotką byłam jeszcze tydzień temu. Myślałam, że jeśli nie zjem śniadania, to będę "silna" i wytrzymam do końca dnia bez jedzenia. Tak bardzo się myliłam! Przez kilka ostatnich miesięcy nie jadłam śniadania, a po lekcjach rzucałam się na puste kalorie. I tak było w kółko i w kółko. Mimo ciągłych porażek nie docierało do mnie, że muszę coś zmienić, żeby schudnąć. Teraz jem ponad 350kcal na śniadanie, grzecznie zjadam owoce na drugi posiłek i mam energię praktycznie do końca dnia, nawet jeśli później nie jem już nic. Myślałam, że te wszystkie "złote myśli" o śniadaniu to bajki, a teraz jestem przekonana, że to własnie śniadanie ma decydujący wpływ na naszą dietę i samopoczucie. Od paru dni nie odczuwam też, bardzo normalnego u mnie, pociągu do słodyczy i tłustych potraw. 'Zjadłabym sobie frytki, albo chipsy', naprawdę nie ma już czegoś takiego. Ten deser wczoraj był świadomym wyborem, a nie zachcianką zmaltretowanego organizmu, szukającego energii w słodyczach. Przekonałam się, że jeśli dostarczam mu odpowiednią ilość kalorii jedząc zdrowe produkty, nie pojawia się u ochota na nic innego. Od dwóch dni w szafce w kuchni leży nietknięta zupka chińska, która w normalnych warunkach dawno byłaby przeze mnie wchłonięta. Tak samo jak lody w lodówce i ciasto w spiżarni. Nic. Mój organizm, który w końcu przestał decydować o tym co jem dopuścił do głosu zdrowy rozsądek, który mówi, że lepiej zjeść jabłko, bo włosy, cera i samopoczucie. Nie tęsknię za tłustym jedzeniem, ale wiem, że jeśli będę chciała zjeść pizzę czy frytki dla towarzystwa, to naprawdę, żadna krzywda mi się nie stanie.
Jak jeszcze kiedyś ubzduram sobie, żeby się głodzić, to mnie zastrzelcie.

2 komentarze:

  1. Dumna, dumna, dumna! <3
    Szkoda, że ja tak nie potrafię...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam wszystkie MOTYLKI , które potrzebują wsparcia i motywacji na forum professional-ana.pun.pl

    OdpowiedzUsuń