sobota, 3 sierpnia 2013

Sobota.

Ja mogę żyć tylko sercem, wy zaś żyjecie według zasad.

Wskazówki mojego zegara bez cyfr("skąd Ty dziecko wiesz, która jest godzina?") bezgłośnie (warto było dopłacić to 10 zł za nietykający mechanizm) prześlizgnęły się po miejscu symbolizującym północ, w którym powinna być dwunastka. Powinna.
To nie tak, że się nie staram. Jest w porządku. Może nie chudnę, ale też nie tyję i nie mam myśli samobójczych. A przynajmniej te myśli nie są ograniczone do "jestem gruba" i "za dużo dziś zjadłam". Płynące powoli wskazówki przypominają mi, jak bardzo marnuję te wakacje. Większość czasu spędzam zaszyta w pokoju z książkami, których i tak jest za mało. Zaczęłam studiować gimnazjalne podręczniki z biologii i chemii, bo czuję że nie przykładałam się do tych przedmiotów wystarczająco mocno. Na początku roku muszę zaliczyć jeszcze trygonometrię, ponieważ klasa, biologiczno-chemiczna, do której się przeniosłam była do przodu z matmą.
W gruncie rzeczy można powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Zdarza się że coś jest nie tak, zdarza się, że jestem smutna, ale mam dach nad głową, możliwość nauki i pełną lodówkę. Chociaż z lodówki biorę tylko drożdże, pół kostki dziennie na porost włosów. Poza tym mleko, mięso i serek be. Znowu postanowiłam zostać weganką.
Rozluźniliśmy kontakty z panem Sz. i z moją (byłą?) przyjaciółką D. Nie mam z nimi kontaktu od przeszło dwóch tygodni. Z panem Sz. jeszcze jako tako ciągnęliśmy tę znajomość, ostatnio nawet z własnej woli dwa razy do mnie napisał, ale trochę go olałam. Boję się, że jak znowu zaczniemy bliżej się przyjaźnić to włączy mi się "love" i zacznę się ciąć, bo on kocha D. ale ona o tym nie wie i generalnie to...
Nieważne. To już nie jest moja sprawa. Poza tym, nie przestałam odzywać się do Sz. tylko ze względu na własny egoizm. To nie w moim stylu. Przeglądając nasze rozmowy zauważyłam, że z mojej strony to dziesięć linijek tekstu na temat sensu życia i poważnych spraw, a z jego natomiast zdawkowe wyrażenie jego dezaprobaty dla moich przemyśleń. Dodatkowo nie spotykamy się w ogóle, chociaż planowaliśmy spędzić te wakacje razem, jak przyjaciele, którymi przecież przez ostatni rok byliśmy.
Wcinam krakersy, zapijając je wodą mineralną i myślę, że są dobre.
Przestałam się ostatnio przejmować kaloriami, staram się jeść dużo owoców i warzyw z naszego ogródka. Jadam torebeczkę kaszy gryczanej na śniadanio-obiad, a resztę dnia buszuję między marchewką, zielonym groszkiem, agrestem, wisienkami i książkami. Ograniczyłam puste kalorie. Dopiero dzisiaj pozwoliłam sobie na te krakersy i kilka lodów wodnych. Staram się pić dużo wody i nawet trochę ćwiczę. Robię coś a'la pompki oparta o parapet i czuję że z dnia na dzień moje ramiona stają się silniejsze. Jem za dużo i ćwiczę za mało by chudnąć, ale obiecuję, że postaram się to zmienić.Na razie postawię na trochę większą dawkę ruchu i regularne pięć lub sześć posiłków dziennie, bo chyba to jest moim głównym problemem. A potem się zobaczy.
Nadal nie mam swojego laptopa, czuję się jak bez ręki.
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, czasami myślę, że zależy Wam na mnie bardziej, niż mnie na sobie samej. Trzymajcie się chudo! :3

1 komentarz:

  1. Uwielbiam twojego bloga ^^ Czemu tak rzadko piszesz?

    OdpowiedzUsuń