sobota, 2 listopada 2013

Sobota.

Jak nieszczęśliwym trzeba się czuć, by życie wydawało się gorsze od śmierci?

 Od jakiegoś czasu jest mi gorzej. Wiem, że przyjdzie dzień, w którym będę odważniejsza. I może to nie jutro, nie za tydzień, nie za miesiąc. Może nawet nie za rok. Ale wiem, czuję to w powietrzu i w sercu, że nadejdzie dzień w którym będę gotowa odebrać sobie życie.
 Jestem w tak okropnym stanie, że nawet najlepszy psychiatra świata nie dałby rady mi pomóc. W mojej głowie jest już miejsce tylko na planowanie własnej śmierci. Nie widzę swojej przyszłości. Chylę się ku upadkowi jak ptak pozbawiony skrzydeł. Wszystko, cała szopka którą odgrywam jest wołaniem o ratunek, chociaż nie chcę być uratowana. Nikt nie wie.
 Nikt nie może wiedzieć, nikt nie ma prawa się domyślać. Codzienny teatrzyk zabija mnie, wypala dziurę w mojej duszy, na coraz mniejsze kawałki rozdrabnia moje serce. Nic już we mnie nie zostało. Nie wiem już kim jestem, w pogoni za szczęściem zgubiłam siebie. Nic tak naprawdę nie ma znaczenia, świat jest tak okropnie pusty i przewidywalny i szary i nie ma już dla niego ratunku. Ludzie przerażają mnie, najbardziej tym, że zapomnieli słów które mieli pamiętać, że nie śpiewają i nie marzą. Ich umysły są zamknięte, jak białe pomieszczenia bez okien i klamek. Szukają sensu w rzeczach błahych, przywiązują się do wszystkiego co bezwartościowe. Żyją jakby byli martwi, w lesie bez drzew, w oceanie bez kropli wody, dryfują między jawą i snem. Nigdy nie przejrzą na oczy.
 Ah, my romantycy mieliśmy zmienić ten świat, a zamiast tego odziani w dekadencję spadamy w otchłań, modląc się o twarde i bolesne lądowanie. Kupiliśmy bilet w jedną stronę do piekła, bo wolimy wieczne potępienie od bezwartościowego świata, w którym dane nam jest żyć.
 Żyć mogę tylko dziesięć metrów nad ziemią, albo trzy metry pod nią. Grawitacja mnie nie dotyczy, toruję sobie drogę przez prawa fizyki, by tylko nie popełnić błędu, którzy popełnili wszyscy inni; dotknąć ziemi. "Kto nie dotknął ziemi ni razu, ten nigdy nie może być w niebie." Nic po sobie nie zostawię. Nie napisałam książki, wiersza, piosenki, nie namalowałam obrazu, jestem artystą bez talentu, niczym się nie wyróżniam. Za to mam wystarczająco dużo odwagi by nie bać się zrobić ten jeden krok więcej, między krawędzią życia i śmierci. Nie boję się śmierci, lękam się tego świata, że zabije mnie, zniszczy wszystko co we mnie najlepsze, tak jak zrobił to z innymi.
 Wszystko marność, patrzę ludziom w oczy i widzę w środku pustkę.

3 komentarze:

  1. Witaj

    Niestety prawda może i jest okrutna ale pięknie to ujęłaś. Wszystko co kiedyś było piękne i głębokie umiera a takich ludzi jak Ty jest mało. Wszyscy gonią jedynie za majątkiem i różnymi bezsensownymi kwestiami zamiast stanąć i popatrzeć przez chwilę w słońce. Strasznie podoba mi się ten post, cieszę się że trafiłam na Twojego bloga.

    Wpadnij czasem do mnie

    http://nigdy-nie-patrz-za-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie piszesz.Masz ogromny dar używania swojej wiedzy w celach odwracania rzeczywistości do góry nogami, przemieniając ją w coś niezauważalnego gołym okiem. Nie każdy twoją myśl zobrazował by tak dobrze jak ty tego dokonałaś. Gratuluję, jesteś, byłaś i będziesz zawsze niesamowita.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny post, dobrane słowa, choć smutne. Jeszcze zostawisz po sobie ślad, i odnajdziesz talent. Jeszcze nadejdzie dla Ciebie słoneczny dzień kiedy poczujesz się lepiej, obiecuję.
    Chyba czuję to co ty. Patrzyłam na ludzi w kościele -chciałam coś dostrzec- ale nic nie poczułam. Pustka.
    Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń