sobota, 7 grudnia 2013

Sobota.

Zamiast wierzyć, albo nie wierzyć - wątpię. I wątpienie jest moją religią.


 Powinnam iść do psychologa, psychiatry, księdza, albo kogokolwiek kto oficjalnie mógłby uznać, że mam nie po kolei. Bo mam, nie zachowuję się normalnie, tańczę na granicy psychozy. To wszystko, cięcie się, głodzenie, a potem jedzenie wszystkiego co wpadnie mi w ręce, zmierzanie ku autodestrukcji, nastroje zmienne niczym pogoda, jedzenie tabletek jak cukierków.
 Czasami jest tak źle, że chodzę po domu zapłakana, mówię do siebie, trzęsę się, robię jedzenie, a potem je wyrzucam. Zachowuję się irracjonalnie, jak rasowy mieszkaniec domu wariatów. To straszne, moi rodzice nie wiedzą co robić. Ja też nie wiem. Nie wiem co się stało, że jestem taka nieszczęśliwa, mimo tego, że mam wszystko czego mi do szczęścia potrzeba.
 Jak byłam mała oglądałam dużo bajek, nie żadnych kreskówek na CN bo nie mieliśmy kablówki, tylko tych prawdziwych, dialogi z których znałam na pamięć, piosenki z których śpiewałam kiedy nikt nie słyszał. Brakuje mi tych chwil, chciałabym żeby było jak dawniej. Moja wyobraźnia była wtedy taka prawdziwa, nie musiałam niczego palić, żeby móc pisać. Byłam taka pewna siebie i mój uśmiech zawsze był szczery. Będąc dzieckiem nigdy nie myślałam o tym, że gdy dorosnę będę chciała się zabić. Wierzyłam, że spotkam kiedyś księcia na białym koniu i będę żyła długo i szczęśliwie. Nadal cicho wierzę. Nadzieja jest ogniem, warto mieć w sercu przynajmniej mały promyczek. Czekam, czekam. Jestem prawie dorosła i nadal wierzę w bajki i szczęśliwe zakończenia. Czy to źle? Czy naprawdę aż tak wielkim społecznym nietaktem jest wiara? Magia musi istnieć, dzień w którym przestanę w nią wierzyć będzie moim ostatnim, przysięgam. Przeklęta rzeczywistość, nie dziwię się, że jest ze mną tak źle, skoro codziennie stykam się z wszechobecną n o r m a l n o ś c i ą. Każdą komórką ciała(a tych komórek jest naprawdę sporo) nienawidzę tego świata. Wszyscy biegną, cholera wie gdzie, uczą się, śpią i jedzą o ustalonych porach. Co to za życie? Swoje najlepsze lata spędzają w szkole, by następne 40 harować jak woły na polu, dla dwóch tygodni na Ibizie i nowych telefonów dla dzieci. Nie chcę takiego życia, jest okropne. Nie wyobrażam sobie, że kiedyś kupię telewizor, samochód, czy cokolwiek tylko po to żeby sąsiedzi widzieli i zazdrościli. Nie wiem, może jeszcze nie dorosłam do tego, by żyć w prawdziwym świecie, jeśli tak, to nie chcę dorastać już nigdy. Jak normalność może komukolwiek wystarczać? To chore, wszyscy wokół są chorzy, tylko ja jestem normalna, bo pragnę prawdziwego życia. Nie chcę być niewolnikiem systemu, chcę być wolna. Jedyne czego pragnę to wolność. Wolna mogę żyć.

2 komentarze:

  1. Rzeczywistość jest straszna. Przytłaczająca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy czytałam, zastanawiałam się, skąd ktos obcy dokładnie wie, jak się czuję? Czy może ktoś czyta mi w myslach?... Dzisiejszy świat mnie przeraża. Mimo wszystko jednak poczułam się troche lepiej wiedząc, że nie tylko mnie nie odpowida ta "właściwa" wizja dorosłości.
    Może uda nam się nigdy nie dorosnąć? Piotruś Pan doskonale wiedział, co robi...

    OdpowiedzUsuń