niedziela, 11 maja 2014

1.54

Ze wszystkich rzeczy wiecznych, miłość trwa najkrócej.

Wiecie, czego najbardziej nam brakuje? Szczerości. Szczerość jest zdecydowanie tym, w czym w dzisiejszych czasach jesteśmy najsłabsi.
 Kiedy byłam prawdziwą dziewczynką brzydziłam się ludzi. Chore, nie? Cóż mogę na to poradzić. Za każdym razem kiedy ktoś usiadł na mojej pościeli, kazałam mamie ją zmieniać. Nie byłam w stanie spać w jednym łóżku z kuzynką. Myłam twarz za każdym razem, gdy jakaś nawiedzona ciotka całowała mnie na powitanie (niemiłosiernie kłując przy tym wąsikiem). A obrzydzenie do całujących się na ekranie par do dzisiaj mi nie przeszło (chociaż akurat to nie ma tu nic rzeczy) To nie tak, że nie lubiłam ludzi. Lubiłam spędzać z nimi czas, tylko żeby broń Buddo nie dotykali mnie, ani moich rzeczy. Dopóki niczego nie dotykali, było w porządku. Skąd ta dziwaczna przypadłość? Sama nie wiem co wtedy siedziało mi w głowie.
 Mam siniaki na lewej ręce, bo przez cały piątek nie mogłam się powstrzymać, żeby nie szczypać się pod ławką. To też jest chore. Zaczynam się martwić, że nigdy mi to nie przejdzie. Mimo tego, że potrafię wytrzymać kilka tygodni bez uszkadzania w taki czy inny sposób swojego ciała, to i tak w końcu nadchodzi moment, że nie wytrzymuję. Nauczyłam się że ból psychiczny łatwo zagłuszyć tym fizycznym. Ile godzin terapii potrzeba, żeby wybić mi to z głowy? Może przepiszą mi jakieś magiczne pastylki na odzyskanie równowagi? Jedna na wiarę w siebie, jedna na napady melancholii, trzydzieści ochotę otworzenia sobie każdej jednej żyły.
 Chcę czuć ból, ale nie chcę umierać. Śmierć jest zbyt ostateczna. Jaka jest w ogóle pewność, że cokolwiek czeka nas po przejściu na drugą stronę? Lepiej nie ryzykować. Śmierć sama mnie znajdzie. Boję się tylko, że znajdzie mnie za wcześnie, zanim zdążę poznać smak życia.
  Ta wizja prześladuje mnie od jakiegoś czasu. Wypadki chodzą po ludziach. Skąd mogę wiedzieć, że nie trafi na mnie. Pijani kierowcy, spadające prosto na głowę kawałki radzieckich satelitów, metalowe i ostre. Może złamię sobie kark próbując patrzeć w przeszłość. Czy w dzień, w którym przyjdzie mi umrzeć dostanę smsa o treści: "Napisz testament i pożegnalne listy do bliskich."? Czy może wróble za oknem zaczną śpiewać Marcia Funebre? Skąd mogę wiedzieć.
 Jako dziecko nie byłam wrażliwa. W sumie, może byłam, jak każde zresztą dziecko, ale zduszono to we mnie, zapychając moje usta chipsami i mięsem, a żyły słodzoną wodą. Rodzice dostają teraz ode mnie to, na co zasłużyli. To, że czasem otwieram sobie skórę i pozwalam im czekać razem ze mną, aż wszystkie demony opuszczą moją duszę, a ja nareszcie będę wolna. Pójdę za to do piekła. Chociaż, jak taka osoba jak ja może w ogóle wierzyć w piekło? Czasem nie wierzę nawet, że po deszczu dane mi będzie jeszcze ujrzeć błękitne niebo, chociaż na jego sklepieniu wyraźnie maluje się tęcza, znak, że wszystko jest już dobrze.
 Podobno dorosłym jest się wtedy, kiedy przestaje się obarczać winą o swój marny los innych ludzi. Mogłabym stać przed moimi rodzicami i krzyczeć, a oni będą udawać, że wszystko jest w porządku. Moje słowa mogą być ostre jak żyletki, ale ich to nie ruszy. Zamknęli się szczelnie w kokonie kłamstw. Umarli za życia.
 Jest jednak coś pięknego w tym, że nie wybrałam śmierci. A jako, że nie bawię się w kompromisy, nie wybrałam też egzystencji. Wybrałam życie. Prawdziwe życie. Smutek tak głęboki, że mogłabym umrzeć, radość tak intensywną, że mogłabym wznieść się ponad chmury. Te chwile w których mogę po prostu istnieć, karmić moje oczy zielenią, słuchać gaworzenia ptaków za oknem. Czasami prawie płaczę ze szczęścia, bo tak cudownie jest oddychać. Czasami chwytam się myśli tak wielkich, że mogłyby unieść cały wszechświat, ale jeszcze nie potrafię zatrzymać ich przy sobie na dłużej.
 Kiedyś myślałam, że szczęście nie jest mi pisane. Za każdą chwilę czystego szczęścia płaciłam miesiącami smutku. Teraz jest inaczej. Teraz jestem prawie ciągle szczęśliwa, z wyjątkiem chwil, w których chcę otworzyć sobie klatkę piersiową wyrwać serce, pokroić je na plasterki i zjeść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz