wtorek, 13 maja 2014

1.56

 Byłam jak stara aktorka tragiczna, która powraca do teatru, kupuje bilet na balkonie i ogląda, siedząc w półmroku, zawiedziona i bezsilna, sztukę, w której kiedyś grała główną rolę. Powtarza szeptem kwestie, patrząc na ruszającą się kurtynę, wyobraża sobie dyskretne poruszenie za kulisami, zna je na pamięć, kulisy i ciepły ostry zapach wieczorów premierowych i przypomina sobie swoją garderobę, lustro, hołdy, tremę i bukiety, ale to nazwisko innej wypisano na drzwiach i woźny, którego nigdy nie widziała zabronił jej przed chwilą wejść wejściem dla artystów.


 Poniedziałek, przepraszam, wtorek. Za chwilę trzecia. Po pokoju lata mi mucha. Niech sobie lata. Jest jedną z tych natrętnych i bzyczących. Zauważyliście, że niektóre muchy siedzą sobie spokojnie na ścianach, a kiedy wzbiją się do lotu, nie słychać ich nic, a nic, a niektóre przeciwnie latają w kółko jak pojebane siejąc zamęt. Najgorzej, kiedy podleci człowiekowi do ucha. BzzzzzzzzZZZZZZZZZZZZZZ. Przejeżdżanie paznokciami po tablicy i szorowanie widelcem o talerz nijak się ma do tego okropnego odgłosu.
 O dziwne, teraz nie słychać jej kiedy lata. Może mam w pokoju dwie muchy, albo miliard? Kto wie. Skąd mogę wiedzieć.
 Od czego to bzyczenie lub niebzyczenie w ogóle zależy? Od płci? W takim wypadku hałasowałyby samczyki, żeby zwabić chętne panie. Jestem trochę samczykiem, lubię hałasować i się starać. Chociaż, rzadko kiedy to robię. Nie, robię to ciągle, ale tak subtelnie, że nikt nie jest w stanie tego zauważyć. Czyli, praktycznie tego nie robię, skoro wiem o tym tylko ja. Jeśli coś istnieje tylko w mojej głowie to nie istnieje w świecie rzeczywistym. Chyba że w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Anastazja Vandie to taka trochę moja alternatywna rzeczywistość. Wyobrażam |jąsiebie| sobie jako dziewczynę piękną, o delikatnych rysach i tanecznym kroku. Kiedyś nią będę. Będę miała białe, długie falowane włosy, ładną figurę i mleczną cerę. I ludzie będą się ze mną liczyli i mnie znali. Może założę zespół, to teraz takie modne.
 Muszę do niej dążyć, muszę się nią w końcu stać, to mój cel. Łatwo jest wykreować sobie w głowie idealną wersję siebie, gorzej z samym procesem stania się nią. Ale tego właśnie chcę, prawda? Tak, chcę. Jaki jest sens tkwienia dłużej w tym samym miejscu, w którym nie jestem szczęśliwa, w którym jestem nijaka? Czy Anastazja będzie miała bałagan w pokoju? Jasne, że tak. Sprzątanie nie jest jej bajką. Czy będzie charyzmatyczna i inteligentna? Już jest. Ma te cechy zapisane w genach. Musi tylko je uzewnętrznić.
 Kiedy byłam mała, wierzcie lub nie, ale ludzie tańczyli tak jak im zagrałam. Potrafiłam to kiedyś, potrafię i dziś. To żadna filozofia, wystarczy wziąć łapatę i kopać tak długo, aż znajdę tę dziecięcą umiejętność, odkurzę ją, przemaluję na kolor nowości i voila. Najpierw pewność siebie, później charyzma. Pewności siebie też mi na szczęście nie odmówiono, ani zdolności przywódczych, ani odwagi. Te cechy trzeba tylko znaleźć, one są gdzieś we mnie, przecież znam siebie tak dobrze i nikt mi nie wmówi, że ich nie posiadam bo posiadam, kurwa, a jeśli ktoś myśli inaczej, niech wie, że mam jego zdanie tam, gdzie kończy się szlachetne miejsce zwane plecami. Jeśli ktoś wie co to klasyczny rachunek zdań (nie tracę nadziei) to miałby mistrza, gdyby zapisał schematycznie to poprzednie (w domyśle zdanie). Liczę na zbyt wiele? Mam 18 lat i przeczytałam 'Logikę dla opornych" autorstwa  Krzysztofa A. Wieczorek. Wieczorka. Powinnam odmienić? Niektórzy wolą swoje nazwiska w wersji odmienionej, inni nie. W sumie, nie wiem jak jest poprawnie po polsku. Sprawdzę to później, nie mogę zapomnieć, to ważne. Nie przystoi mi popełniać gaf językowych, jestem dużą dziewczynką z humana.
 Wracając do much i ich dźwięków. Najbardziej prawdopodobne jest, że to ich śpiewy godowe i tyle. Podobnie jak ćwierkanie ptaków czy cykanie koników polnych. Ale nie muszę w to wierzyć. Jeśli w to uwierzę, będę skazana na życie w rzeczywistości 1.0, a ja tak nie chcę. To nudne. To zwyczajnie, kurwa, nudne i tracę wiarę w ludzkość kiedy widzę, że 99% ludzi wybiera rzeczywistość 1.0, bo tak jest najłatwiej. Co ja, urodziłam się czterysta lat za wcześnie, czy jak? Czy może za późno, a może w ogóle w złym kosmosie? Przypadki się zdarzają. Jestem kartką w kwiatki, poezję i krew włożoną między strony encyklopedii. Co ja tu robię? Najchętniej zrobiłabym z resztą kartek to samo, co Bóg/Szatan/Wszechświat/Czarna Materia/Ra/Zeus/Chaos/Wielka Bogini Matka zrobił/a/li ze mną. Każdą definicję przyozdobiłabym ramką, każdą literę poprawiłabym pachnącym brokatowym długopisem i dodała kaligraficzne niuanse; pętelki, falki, spiralki, wesołe lub przepełnione smutkiem/żalem/nienawiścią/melancholią/tęsknotą za rajem utraconym. I choćby miałoby mi to zająć miliard lat, nie odpuściłabym, dopóki każdy jeden człowiek nie zainstalowałby w swojej głowie rzeczywistości minimum 1.1.
  Niestety miliarda lat tu, na Ziemi raczej nie mam. Piszę raczej, bo skoro wszystko jest możliwe, a miliard lat życia to w gruncie rzeczy też jakieś tam "wszystko". Ciekawe czy ten kto wymyślił ten aforyzm/tę złotą myśl/to hasło/to pryncypium/tę sentencję dobrze się nad nią/nim zastanowił, zanim puścił w obieg. Ten człowiek pewnie już nie żyje. Ciekawe, czy wie, że jego myśl nadal jest obecna na Ziemi. Czy wie, że zmienił świat, pozostawił go lepszym, dając mu nadzieję, zawartą w tym jednym, prostym zdaniu.
 WSZYSTKO JEST MOŻLIWE.
 Jak dobrze pójdzie (a na pewno pójdzie dobrze), to stuknie mi setka z hakiem. Nie jem mięsa, piję rzadko, ćpam rozsądnie (obawiam się że to oksymoron, ale po co zawracać sobie tym głowę). Z resztą, co ja Wam będę tłumaczyć, w "Sleeping Beauty" było, że "Człowiek od zawsze zażywał narkotyki. Są aspiryną dla duszy". Ha, mogę w to sobie wierzyć, w coś wierzyć trzeba. Czy wiara w cytat z filmu jest gorsza od wiary w cokolwiek innego? Czy wiarę można klasyfikować? Ustawiać w szeregu, poczynając od wierzeń najmniej istotnych do tych o wadze większej niż cały wszechświat? Człowiek (łysa małpa) jest zdolny do wszystkiego. To głupia, głupia istota, która uszeregowała wszystko, od bakterii, roślin, zwierząt aż po wyznania, wachlarz kolorów swojej skóry, wartość odżywczą produktów, rodzaje muzyki, wszystkiego, wszystkiego, co składa się na jego rzeczywistość. Uporządkowaną rzeczywistość 1.0, w której przyszło nam żyć, która napiera na nas z każdej strony, przed którą nie ma ucieczki.
 Powiem Wam teraz: zburzcie mury.
 Wszystko jest możliwe.
 Nie wierzcie w propagandę, którą aplikują nam każdego dnia wprost do żył, nawet nie ukrywając igieł. Chorzy ludzie, chodzą i kłują innych, bo ktoś kiedyś ukłuł ich i tak już trzeba. Uwolnijcie się. Zacznijcie odkrywać świat takim, jaki jest, nie takim, jaki przedstawiają nam go starsi, mądrzejsi, doświadczeni.
 Weźcie piłę łańcuchową i zamieńcie meblościanki okalające szczelnie Wasze umysły w drzazgi. Wyrwijcie każdą jedną szufladkę i rozsypcie znajdujące się w niej karteczki na ziemię. Takiego życia jak to, które mamy obecnie, już nie będzie.
 Jeśli wierzyć w reinkarnację, to odrodzimy się jako zupełnie nowe osoby. Jeśli nie wierzyć, w najlepszym przypadku trafimy do raju, w najgorszym zamienimy się w absolutną czarną nicość. Jedno jest pewne, to życie, które mamy, które jedni nazywają cudem, inni przekleństwem, którym jesteśmy obdarzeni, lub na które jesteśmy skazani, to życie już się nie powtórzy. Nie warto go marnować, podążając ścieżką, którą wytyczyli nam ludzie żyjący przed nami. Postawili drogowskazy, zbudowali autostrady, ale to nadal tylko nic nieznaczące wskazówki, które możemy bez konsekwencji ominąć, jeśli mamy wystarczająco dużo siły, by sprzeciwić się wszystkim dookoła, całemu światu. A przecież mamy tę siłę. Inaczej nie bylibyśmy w stanie o niej marzyć, nie wiedzielibyśmy nawet o tym, że można iść własną ścieżką, bo przecież to wtedy nie miałoby sensu. A może nic nie ma sensu i jesteśmy tylko kawałkami mięsa, w których przez setki lat tak dobrze wykształcił się centralny komputer, że wmówiliśmy sobie, że mamy duszę, czy coś w tym stylu. Egoizm gatunkowy czy prawda objawiona? W co uwierzymy? Jakie szanse mamy na to, by trafić dobrze? 50/50? Czy może znacznie mniej, w końcu wszechświat nadal nie odkryty. Może dusza lub jej brak to tylko dwie z miliarda innych opcji? Skąd możemy wiedzieć?

1 komentarz:

  1. Hej, wszystko ok?
    Pięknie piszesz, nigdy nie przestawaj! ;)

    OdpowiedzUsuń