poniedziałek, 5 maja 2014

piątek, 7 lutego 2014

Bądź jak ptak, który, gdy siada na gałęzi zbyt kruchej, czu­je, jak spa­da, lecz śpiewa da­lej, bo wie, że ma skrzydła.

 Dzisiaj nie byłam smutna. Brak smutku bierze się u mnie stąd, że nie muszę stresować się szkołą, wstaję o której chcę, robię co chcę, wszyscy mają mnie w dupie, nie muszę myć włosów i właściwie to mogę cały dzień zajmować się sobą i tylko sobą. Kocham takie dni. I pomyśleć, że czeka mnie jeszcze rok i trochę pierdolenia się w pierdolonym liceum. Kiedy je skończę (o ile je skończę, pała z matmy przyp. Luna) będę pewnie uzależniona od papierosów, alkoholu, narkotyków i przygodnego seksu, o ile już nie jestem. Właśnie to i tylko to robi ze mnie to miejsce. Odkąd poszłam do liceum ani trochę nie zmądrzałam, co więcej, pewnie IQ spadło mi o kilkadziesiąt punktów, zważając na poziom moich rówieśników.
 No i dobrze, nienawidzić to sobie mogę, a chodzić jak chodziłam, tak będę bo wywalą mnie z domu i ze społeczeństwa (matura). Kiedy o tym myślę, właśnie w tej chwili, w butelce stojącej na moim biurku faluje woda, tak mi bije serce. Całe moje nerwy idą na miejsce, w którym poza małym pamiątkowym zdjęciem nie zostanie po mnie nic. Mam nadzieję, że kiedy już się zabiję, ktoś napisze na murze tego przeklętego budynku, że zabiła mnie ta szkoła.
 Nienawidzę szkoły, nienawidzę jej z całego serca, ponieważ nie mam przez nią czasu na NAUKĘ. Spędzam tam 8 godzin dziennie, nudząc się jak mops, zapełniając myśli minutami do dzwonka i właściwie tylko tym. Gdybyśmy jeszcze robili coś sensownego, na przykład UCZYLI SIĘ, ale nie, nauka to luksus, na który nie możemy sobie pozwolić, bo będziemy zbyt mądrzy, otworzą nam się oczy i trudno będzie nami rządzić.
 O to ostatnie chyba nie ma się co na zapas martwić, ponieważ dzisiaj rozmowa z przyszłością narodu przekonała mnie, że świat zmierza ku upadkowi. Mój ośmioletni brat na pytanie o swoje zainteresowania, odpowiedział "komputer", przez co do teraz trzęsą mi się ręce i nie mogę normalnie oddychać. Jak to możliwe, że mając TAKĄ siostrę..
 Whatever. Boże, jeśli istniejesz, spraw, żeby inne dzieci nie były takie jak on, bo zamiast cywilizacją będę w przyszłości rządziła bandą kotletów (kiedy już zostanę prezydentem świata).
 Wracając do tematu nauki, kocham naukę całym sercem i całą duszą, tak mocno jak tylko mogę. Ale nie bądźmy naiwni, nie łączmy nauki ze szkołą, bo tak się nie da (chyba że mówimy o nauce bycia biedakiem intelektualnym; tutaj akurat szkoła spisuje się w 100%).  Ja nie wiem, ja nie wiem, co się z tym światem porobiło, że dzieci nie chcą być mądre, za moich czasów się chciało(zanim poszło się do szkoły).
 Tak na przykład wczoraj dla rekreacji przeczytałam sobie jakiś stary podręcznik, z lat dziewięćdziesiątych, ot tak dla zabicia czasu, dowiedziałam się wielu rzeczy, bardzo ciekawych, czuję się bogatsza o nową wiedzę, ale w szkole i tak uznają że jestem głupia jak, bo mam pałę z matmy. Tak, będę się nią przejmować i przejmuję, bo bez matmy nie ma zdania do maturalnej, bez maturalnej nie ma matury, bez matury nie ma studiów, a bez studiów nie ma przejęcia władzy nad światem). Nie wiem co mam zrobić z tą matmą, próbowałam już siedzieć i płakać, ale nie za dużo to dało.
 W kwestii proszenia o pomoc, to nie mam w klasie ludzi nastawionych do mnie życzliwie. To znaczy wszyscy są, ale pewnie przestaliby, gdybym ich o coś poprosiła. Trochę honoru mi jeszcze zostało(może to pycha, pewnie pycha). Mam tylko jedną osobę na świecie, którą byłabym w stanie o coś poprosić. Właściwie, to spotkało mnie przeogromne szczęście, że ją spotkałam i gdybym ją straciła, zabiłabym się. Mój mały jedyny sens egzystencji, moja iskierka nadziei i polotu w świecie pełnym debili. Taki tęczowy jednorożec na tle siwych kucy.
 Nie męczy mnie już miłość. Jakoś tak, po trzech latach mi przeszło. Zdarza się nawet najlepszym i najsilniejszym. Tak kurczowo trzymałam się tego uczucia, że zapomniałam nawet kogo kocham. Liczyła się sama miłość. Tak pięknie jest kochać. Wyobraźcie sobie moją minę, kiedy okazało się, że ja kocham moją miłość, a nie osobę. Bo spotkałam ją kilka dni temu i wiecie, nie czułam nic. Nie czułam tego co powinnam czuć w takiej sytuacji. Ten ogień, w którym się zakochałam zgasł już dawno, zgasł, a ja to widziałam, ale nie chciałam nawet dopuścić do siebie myśli, że tam już nikt nie mieszka.
 Miłość. Myślałam, że kocham. Jakże się myliłam. Tak to jest, że w tym wieku ludzie popełniają błędy. Może przynajmniej czegoś się nauczę. A może nie. Może będzie jak zwykle, zacznie się grzecznie, pomyślę o kimś raz, drugi, pięćsetny i w końcu uzależnię się od tego myślenia, myślenie- myślenie będzie mi dawało radość, a każdy kontakt ekstazę jak stąd do nieba. A ja głupia wmówię sobie że to miłość.
 Już nawet nie smucę się, kiedy pomyślę sobie, że nigdy nie spotkam prawdziwiej miłości. Wcześniej pragnęłam kochać, a teraz jest mi to w zasadzie obojętne. Miłość to bajki dla dzieci, a ja jestem dorosła i wypada mi zacząć zachowywać się jak przystało. W tej jednej kwestii. Tylko tej jednej, bo na resztę nie starczy mi już siły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz