poniedziałek, 5 maja 2014

środa, 12 lutego 2014

Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach.


 Niewiele ostatnio żyję, a już nie na pewno tak jak powinnam. Może powinnam to złe słowo, raczej chodzi mi o to, że mam możliwość życia inaczej, lepiej, intensywniej, ale na siłę nie chcę z niej skorzystać. Cóż za paradoks. Chciałabym, żeby coś się działo, jednocześnie unikam wszystkiego, co wykracza poza podstawowe funkcje życiowe. Jak to możliwe, że jestem zmęczona po dzisiejszym dniu? Nawet nie wystawiłam nosa poza dom.
 Najbardziej ambitną rzeczą, którą udało mi się dzisiaj zrobić było obejrzenie filmu. A właściwie dwóch, "Coraline" i "Her". Właściwie, jestem po czterech godzinach egzystencjalnych refleksji, także dzień nie jest do końca stracony jednak i tak żałuję. Mogłam jakoś lepiej wykorzystać ten dzień, odkryć lek na raka albo napisać kilka książek, a zamiast tego siedziałam i leczyłam kaca.
 Jest coś o czym dzisiaj myślałam, mianowicie o przelotności ludzkich uczuć. Człowiek czasami myśli, że kocha i zatraca się w tym tak bardzo, że kiedy miłość znika, umiera właściwie on sam. Też ostatnio trochę umarłam i jest mi dziwnie. Myślę, że potrzebuję po prostu trochę czasu. Nie pogardziłabym jakimś czasem ekstra, takim na uporządkowanie sobie wszystkiego w głowie i w sercu. Świadomość, że za chwile muszę wracać do szkoły dobija mnie. Godziny są puste, takie jakie mają być, ale w głowie cały czas słyszę głosik, informujący mnie o obowiązkach, na które zupełnie nie mam ochoty. Muszę odpocząć, a ciążące nade mną sprawy skutecznie mi to uniemożliwiają. Jedyne, o co proszę to czas. Dajcie mi rok, a wrócę żywa.
  Pobożne życzenie.Warto marzyć, ale trzeba być też realistą. Życie nie zatrzymuje się nigdy. Będzie pędziło jak karuzela, a kiedy wysiądziesz, już nigdy nie możesz wrócić. Chciałabym żeby czas się zatrzymał, tak tylko dla mnie. Ostatnie lata mnie wykończyły.
 Przepraszam, że tak piszę, nie jestem smutna i w gruncie rzeczy psychicznie czuję się dużo lepiej niż dotychczas. Wiele rzeczy ostatnio się zmieniło, odpuściłam sobie uczucie, za które dałabym sobie wyrwać paznokcie, ale nie odczułam ulgi. Mam w głowie jeden wielki burdel, większy niż zwykle. Jestem zmęczona, jestem po prostu cholernie zmęczona psychicznie, co przekłada się na zmęczenie fizyczne i wszystko inne. Nie mam siły pozbierać się do kupy, a tak bardzo bym chciała. Nie mam pojęcia jak to zrobić, jak w ogóle zabrać się za robienie porządku w życiu.

 Nie mam już siły na stukanie w klawiaturę. Idę do łóżka. Może rano będzie lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz