poniedziałek, 5 maja 2014

wtorek, 18 marca 2014

I cho­ciaż róża ra­ni, na­dal jest na nią popyt.  

W sumie, to zabawne. Jedni ludzie są depresyjni z natury, inni nie, a ja mam to do siebie że depresyjnie wpływa na mnie kawa. Czarna mocna niesłodzona to moje schody do piekła. Kofeina otwiera oczy, otwiera duszę. Pozwala najbardziej tłumionym myślom wydostać się na zewnątrz. Popijam ją sobie powoli, z każdym kolejnym łykiem, przekornie, masochistycznie czuję się lepiej. Witamy w domu.
Ostatnie dni były dla mnie szczęśliwe. Od niedawna konsekwentnie wyrzucam z głowy wszystkie negatywne myśli. Dzięki temu mogę podnieść się z łóżka, dzięki temu pierwszy raz od kilku miesięcy szczerze się śmieję. Jednocześnie czuję się coraz płytsza. Jakbym wraz z negatywnymi emocjami traciła sporą część siebie. Przywykłam do tego, że jestem nieszczęśliwa, że jestem ciągle zła, że jedyne o czym marzę to wbić sobie nożyczki w krtań. Teraz czuję się obco. Na przekór temu, że nie nie jestem już więcej zagubiona. Należę gdzieś, więc nie należę. To głupie. To smutne, że myślę w ten sposób. Jakbym nie mogła powiedzieć "dziękuję świecie, że pozbierałam się do kupy" i żyć sobie jak gdyby nigdy nic.
I nie mogę tak kurwa, nie mogę, bo nie tak wygląda moje życie i nie taka jestem.
Problem polega na tym, że ja chcę cierpieć. Kiedy boli, to wiem, że żyję. Teraz nie czuję, nie kocham, nie cierpię i widzę, że tylko egzystuję, że toczę się po świecie jak chomik w plastikowej kulce po pokoju. Jednak cierpienie daje więcej dróg, o wiele więcej. Pozwala zajrzeć tam, gdzie zwykłe ludzkie oczy nie są w stanie. Mrok duszy to potężna siła.
Kolejne dni, mimo tego, że takie ciepłe, prawie wiosenne wydają mi się coraz bardziej mgliste. Zasunęłam zasłony głębszego myślenia i teraz docierają do mnie tylko strzępki obrazów. Zupełnie, jakbym z kina 3d przeniosła się na powrót przed czarno-biały telewizor bez dźwięku. Takie mam wrażenie. Zauważyłam u siebie rosnącą tendencję do nie-myślenia. Były dni, kiedy potrafiłam wrócić ze szkoły, a potem do rana spędzać czas w mojej głowie. Zawsze miałam do przemyślenia tyle interesujących kwestii. A teraz? Teraz myślę o prozaicznych rzeczach. Groteskowych w swej zwykłości. Doszłam nawet do tego, że skupiam się na lekcjach. Pozwalam nauczycielom na wypełnianie mojej głowy datami i definicjami. Wiem co, u kogo i w jaki sposób się dzieje. Jakbym wyrzuciła samą siebie z własnej głowy i wypełniła to miejsce myślami innych ludzi.
Nie chcę tego, przecież tego nie chcę, kurwa.
Problem ze mną polega na tym, że zawsze jest mi źle, nawet jak jest dobrze. Dobrze to dla mnie normalnie, a normalnie do dla mnie źle. Kiedy to wszystko się tak pokomplikowało? Naiwnie myślałam, że będę potrafiła ot tak odciąć się od dawnego życia. Te wszystkie historie z czystą kartką, modlitwa szaleńca. Fakt jest taki, że nie pozbędę się w kilka dni tego, co zbierałam przez klika lat. Na zmiany potrzeba czasu. A ja nie chcę zmian. Czuję się stabilnie tylko w mojej niestabilności. Szczęśliwa jestem tylko w mym nieszczęściu. Prawdziwą jestem tylko widząc siebie po drugiej stronie krzywego zwierciadła i wierząc, wierząc że ja to ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz